Dżihad zawitał w Pipidówce, USA
Znowu po wyjściu z biura znalazlam pod wycieraczką auta zaproszenie na specjalną prezentację o Bogu i wartościach rodzinnych oraz jak to przywrócić w Ameryce. Zainteresowałam się jako matka. Mnie, analityka wywiadu w Northeast Intelligence Network, zaciekawił bardziej adres na kartce: pobliski meczet.
Myślałam, że to dobra okazja, by zebrać jakieś informacje w meczecie. Żeby nie przyciągać uwagi, ubrałam się konserwatywnie, w kombinezon z długim rękawem, białą bluzkę i niskie obcasy. Zastanawiałam się, czy włożyć chustę na głowę (hijab), ale nie – przecież idę „uczyć się“, a nie udawać muzułmankę.
Sprawdziłam rozkład dnia w meczecie na Sieci. Godzinę przed miała być nauka języka arabskiego. Zjawiłam się więc godzinę przed czasem. Imam przywitał mnie przy drzwiach, informując, że prezentacja zacznie się za godzinę, więc niech przyjdę wtedy. Na szczęście spodziewałam się tego. Wytłumaczyłam, że mam dużo do przeczytania na mój kurs: Czy mogę tu usiąść i czytać?
Zawahał się, ale się zgodził. Usiadłam z tyłu, z otwartą książką, pamiętając, by odwracać kartki od czasu do czasu, gdy słucham obecnych w języku arabskim. Pierwszy mówił przewodniczący Stowarzyszenia Studentów Muzułmańskich z pobliskiego uniwersytetu. Pogubiłam się na początku dyskusji, lecz szybko pojęłam, o co chodzi. Mówił o problemach, jakie spotkały go w niedawnej podróży, kiedy TSA wytypowało go do dodatkowej rewizji. Żartował z tego, że zatrzymali go na dogłębne zbadanie. Spodziewał się tego, więc wypełnił torbę wydrukami Koranu z Sieci i miał 15 czy 16 dysków z arabskimi napisami oraz laptopa.
Tak jak spodziewał się, został opóźniony. Było to dla niego bardzo zabawne, że podczas gdy kilku funcjonariuszy TSA przeszukiwało jego bagaż, kolega z klasy z amerykańską dziewczyną przeszedł przez kontrolę bez problemów.
Jeden z obecnych w meczecie: Blondynki amerykańskie przydają się na coś! Drugi ostrzegł go, że w pokoju jest Amerykanka. Wtedy imam powiedział zebranym, że nie znam arabskiego.
Na podium wstąpił student Khaled. Opowiedział o niedawnej podróży do Nowego Jorku z trzema kolegami na kilka dni w styczniu. Podróż była nieprzyjemna. Czuł się ofiarą rasowego typowania i jakby go ktoś ciągle obserwował. Khaled i koledzy byli z tego powodu nieszczęśliwi, więc w Nowym Jorku wymyślili plan „nauczki“ dla pasażerów i załogi. Wybraź sobie, co on powiedział. Opisał, jak szeptali między sobą podczas lotu, razem chodzili do toalety i w ogóle próbowali „nastraszyć“ pasażerów. Śmiał się opowiadając, jak kilka kobiet płakało, a mężczyzna siedzący obok, modlił się.
Pozostali w pokoju uważali historię za dość zabawną, sądząc po śmiechach.
Imam wstał i powiedział, że to było swego rodzaju pokojowe nieposłuszeństwo obywatelskie, które trzeba popierać i pochwalił Khaleda i kolegów za ich wysiłki. Zauważył, że przez takie nieposłuszeństwo rasowe typowanie upadnie.
Ahmed z Kuwejtu zrelacjonował krótko o przyjacielu, Eyadzie, który pojechał do Iraku. Pozostali w kontakcie przez e-pocztę i ma nadzieję do następnego tygodnia przynieść więcej informacji o sytacji mudżahedinów w Iraku.
Pod koniec spotkania, imam wygłosił któtką mowę, apelując o opiekę Allacha nad mudżahedinami walczącymi za islam na całym świecie i przypomniał wszystkim, że obowiązkiem każdego muzułmana jest postępować drogą dżihadu, czy to prostymi uczynkami, jak te Khaleda i kolegów, czy prawdziwą, fizyczną walką, jak Eyad.
Po spotkaniu weszło do pokoju kilka kobiet w hijab na głowach i dwie z nich siadły koło mnie. Były bardzo serdeczne i przyjacielskie. Wydawało się, że są naprawdę zachwycone moją obecnością. Pytały mnie, kim jestem i dlaczego intersuje mnie temat.
Kiedy prezentacja zaczęła się, na sali było ok. 6 Amerykanek, 4 z nich czarne. Podczas gdy poprzednia sesja miała zdecydowane tony antyamerykańskie, to obecna, w języku angielskim, podlizywała ię Amerykanom.
Prowadząca, Nefisa, wyraziła troskę o swe córki w systemie szkół publicznych. Skarżyła się na wpływ kultury i wydawała się zaniepokojona niepohamowanym seksualizmem, którym nasiąkły wszystkie przejawy amerykańskiego życia, od telewizji po filmy i system nauczania. Jej rozwiązaniem problemu jest miejscowa szkoła islamska, zaczynając od przedszkola. Zamiast martwić się, że córki mogą ubierać się prowokacyjne i niewłaściwie zachowywać się z chłopcami, mówiła o tym, jakie skromne mundurki szkolne noszą i że chodzą do żeńskiej klasy.
Przeszła na dyskusję o islamie, o jego wspólnocie z chrześcijaństwem. Gadka akwizytora zaczęła się. W poprzedniej sesji mężczyźni raz po raz cytowali sura z Koranu, nawołując do gwaltownego dżihadu, sesja kobiet skupiła się na „łagodniejszej“ stronie islamu.
Ten sam imam, który naglił mężczyzn do kontynuacji drogi dżihadu, skręcił teraz o całe 180 stopni, podkreślając sura, które szerzą „braterstwo“muzułmanów z chrześcijanami i żydami: Czcimy przecież tego samego Boga i postępujemy według ksiąg, które nam zostawił. Jesteśmy wszyscy tacy sami, Ludzie Księgi.
Różnice między sesjami były uderzające. Jasne, że druga sesja miała na celu rekrutację. Czy obecne kobiety wiedziały, co było na sesji poprzedniej? Zapewne te znające arabski powinny były wiedzieć.
Powód do zmartwienia jest oczywisty: rozpowszechnianie dwu różnych doktryn. Jedna pokojowa, przyjazna, ciepła i miękka – do wciągnięcia ludzi, z akcentem na dobrobyt ich dzieci. Lecz sesja w języku arabskim miała wymowę antyamerykańską.
Czyli wbrew naszym pobożnym życzeniom, dżihad doszedł do amerykańskiej Pipidówki. Meczet nie jest w Waszyngtonie, czy Nowym Jorku. To jest mały meczet w mieścinie na południowym zadupiu USA. A jeśli jest tam, to pewnie jest i w twojej miejscowości.
Materiał źródłowy:
Laura Mansfield Jihad comes to Small Town, USA
www.worldnetdaily.com/news/article.asp?ARTICLE_ID=43868 19.4.2005
Tłum. © Piotr Bein 2006
————————————————————————
Laura Mansfield jest pisarką z ponad 20-letnim doświadczeniem w tematach Bliskiego Wschodu. Zna płynnie arabski w mowie i piśmie i doskonale rozumie złożone kulturowe, religijne, i historyczne kwestie tego regionu. Mieszkała tam prawie 7 lat i pracowała dla szerokiej klienteli, rządowej i prywatnej.