Polska, Solidarność i trzecia droga: czas na zmianę losu

Polska, Solidarność i trzecia droga: czas na zmianę losu

Julian Rose 14.4.2012, tłumaczenie Ola Gordon
Nie pojechałem do Polski, by ocalić dzikie kwiatki, ale żeby odwrócić los kraju, który jakoś zajął specjalne miejsce w moim sercu.
Kiedy wiosną 1989 roku w poczytnym brytyjskim czasopiśmie Farming News przeczytałem ten nagłówek, poczułem ukłucie w sercu: “Polska do zgarnięcia”. Chociaż do tego czasu nigdy nie byłem w Polsce,  ani nie myślałem dużo o tym kraju, rezultat tego nagłówka był dosyć uderzający.
Jasno zobaczyłem tysiące tradycyjnych gospodarstw, aktywne społeczności i wiejski tryb życia, zaatakowany walcem chciwych korporacji rolniczych o niezaspokojonym apetycie na każdy zysk, nowe rynki i neokolonialnym zasięgu. Wydawało się niemożliwe by Polska pozwoliła na taki los, zwłaszcza po poświęceniu tyle bohaterskiej energii w pozbywaniu się dekad komunistycznej opresji. Ale nagłówek był prawdziwy, i na pewno wywołałby lekki dreszcz emocji na plecach każdego polskiego patrioty.
Tej samej wiosny, wydarzenia w Brytanii miały wielki wpływ na moją działalność rolniczą. W lutym 1989 roku, brytyjski rząd nagle zadeklarował, że zamierza zakazać sprzedaż wszelkiego niepasteryzowanego mleka, mój główny biznes i metodę zarabiania na życie wielu małych tradycyjnych gospodarstw. Jedyną deską ratunku było rozpoczęcie narodowej kampanii by spróbować odwrócić tę decyzję.
Okazało się, że jest to szybka i wściekła sprawa, trwała zaledwie 4 miesiące i zakończyła się zwycięstwem dla producentów i konsumentów “prawdziwego mleka”. Rząd wycofał się, pomogło w tym duże zainteresowanie mediów, oraz fakt, że premier Thatcher wyraziła “pewną sympatię” dla mojej kampanii przeciwko zakazowi. Jednak rząd nadal zdecydował o umieszczeniu “ostrzeżenia zdrowotnego” na produkcie, pomimo faktu, że przez dziesiątki lat nikt poważnie nie zachorował od spożywania tego żywego i bardzo wartościowego napoju.
Ale Polska stała w obliczu kryzysu w każdym innym wymiarze. Prawie dziesięć lat po powstaniu NSZZ Solidarność, ogromna popularność Lecha Wałęsy i jego kolegów ze stoczni gdańskiej, w końcu wypędziła z kraju komunistów. Stosunkowo umiarkowany Gorbaczow, zdając sobie sprawę, że wszelkie dalsze próby wojskowego tłumienia były tylko prawdopodobne, żeby dodać kolejnej oliwy do ognia buntu, jaki ogarnął kraj. Nagle “Solidarność” osiągnęła swój cel i przeciwko wszystkiemu, nie tylko rozpędziła swojego głównego ciemiężyciela, ale także odniosła zwycięstwo w pierwszych wolnych wyborach.
Podczas gdy ja walczyłem o swój rolniczy biznes po szaleńczej kampanii utrzymania otwartego rynku naturalnego mleka, Polacy świętowali światowy rozgłos za zwycięstwo nad machiną komunistycznej partii.
W tym przełomowym momencie w historii, wydarzenia dały bezprecedensową szansę zupełnie nowych społeczno-gospodarczych wizji, kształtujących się w uciskanych zakładach i przemysłach, które tworzyły fundament prawie w 100% państwowej polskiej gospodarki. Tą wizją były spółdzielnie robotnicze, które przejmą i pokierują całym gmachem państwowego przemysłu, a tym samym wpłyną na wszystkie aspekty ekonomicznego dobrobytu narodu.
Konsekwencje tego oddolnego przejęcia podstaw ekonomicznego silnika kraju były wyraźnie ogromne. Nie tylko dla Polski, ale także dla reszty świata. Ten nowy model został nazwany “trzecią drogą” i miał pozbyć się kierowniczego stanowiska zajmowanego przez komunizm i kapitalizm, gdyby został zrealizowany.
Trzecia droga
O trzeciej drodze dowiedziałem się po przeczytaniu niedawno słynnej książki Naomi Klein The Shock Doctrine [Doktryna szoku]. Natychmiast zrozumiałem, że to co planowano było wielką odpowiedzialnością na barkach zespołu Solidarności negocjującego przyszłość narodu. Trzecia droga była twardą formułą na przyszłość, która wydawała się prawdopodobnie przestraszyć ugruntowane doktryny zarówno Wschodu, jak i Zachodu. Nie tylko dlatego, że usunęła stare modele komunistyczne i kapitalistyczne, ale dlatego, że kierował nią związek pracowników, który miał pełne poparcie narodu.
Pierwszą poważną przeszkodą, przed jaką stanęli zwolennicy tej wizji, było jak poradzić sobie z ogromnym długiem krajowym, pozostawionym przez odchodzący reżim komunistyczny – według Naomi Klein, $ 4 mld., oraz stopa inflacji rzędu 600%. Nieszczęśliwie dla Polski (i reszty), realizacja trzeciej drogi miała być podważona przez argument, jak spłacić ten dług – i w wyniku interwencji w komitecie Solidarności ze strony Jeffrey Sachsa, młodego protegowanego amerykańskiej Chicagowskiej Szkoły  Ekonomicznej, prowadzonej przez Miltona Friedmana. Dobrze sprawdzoną przez Freedmana metodą postępowania w tego typu kryzysie był 100% wolnorynkowy kapitalizm, połączony z prywatyzacją i sprzedażą majątku kontrolowanego przez państwo. Sachs, który już zrobił nazwisko stosując tę doktrynę w mocno ekonomicznie zadłużonej Boliwii, stał na przeciwnym końcu spektrum politycznego i gospodarczego do Solidarności, a jednak był jeszcze w stanie wygrać argument przemawiający za zasadniczo neoliberalną doktryną ekonomiczną, która nadal dominuje dziś w większości zachodniego świata.
O trzeciej drodze pierwszy raz usłyszano w 1981 roku. Pionierzy Solidarności oświadczyli: “Żądamy samorządowych i demokratycznych reform na każdym szczeblu zarządzania, i nowego systemu społeczno-gospodarczego łączącego plan, samorząd i rynek. . . Przedsiębiorstwo uspołecznione powinno być podstawową jednostką organizacyjną gospodarki. Powinno być kontrolowane przez radę pracowników reprezentujących kolektyw i powinno być zarządzane przez dyrektora, powołanego w drodze konkursu i odwoływanego przez radę“.
Ten przekaz był na tyle rewolucyjny, że zdenerwował i rozwścieczył Moskwę, doprowadzając gen. Jaruzelskiego, szefa polskiej armii, do wysłania czołgów na stocznię w Gdańsku i ogłoszenia stanu wojennego. Ten stan utrzymywał się aż do ostatnich buntów w 1989 roku i zwycięstwa długotrwałego sprzeciwu Solidarności wobec okupacji sowieckiej.
Do tego czasu, Geoffreyowi Sachsowi udało się przekonać czołowych członków Solidarności do tego, że tylko masowe pożyczki z MFW wyciągną kraj z kłopotów, i że za pomocą swoich kontaktów będzie mógł osobiście otworzyć drzwi MFW, żeby odblokować potrzebne fundusze. Wielu, wydaje się, to głęboko zaniepokoiło, ale inni nie widzieli innego sposobu na spłatę długów państwa. Rozwiązanie tej sprawy było tak niezwykle ważne, jak koniec komunizmu: Polacy uwolnili się od jednego wielkiego ciemiężyciela, by tylko otworzyć drzwi kolejnemu.
Sachs dotrzymał słowa i na stół położono pieniądze MFW, ale tylko za cenę masowej wyprzedaży  państwowego przemysłu, oraz przyjęcie polityki pewnego rodzaju ekonomicznego “wolnego rynku”, która pozostała znakiem rozpoznawczym globalnych amerykańskich ambicji hegemonicznych, zwłaszcza w połączeniu z ekspertyzą MFW w nabywaniu strategicznych aktywów. Kiedy Armia Czerwona zniknęła z pola widzenia na Wschodzie, tak czerwona, biała i niebieska armia korporacyjna zorganizowała swój triumfalny wjazd z Zachodu. Niestety, w tej przerwie nigdzie nie było widać Trzeciej Drogi.
Do tej pory “Polska do zgarnięcia” mnie prześladuje. Ten nagłówek z wiosennego wydania z 1989 roku Farming News wbił mi się w głowę i nie mogę poradzić sobie inaczej, niż zastanawiać się, nad jego mrocznymi konsekwencjami. Wraz z innymi, korporacyjne rolnictwo brytyjskie szybko zauważyło otwarcie utworzone przez Sachsa i jego Chicagowską Szkołę Handlową. Byłe PGR potrzebowały nowych inwestorów, a kto byłby w tym lepszy niż czołowi brytyjscy praktycy agrochemicznych  monokultur, i wkrótce w ich ślady poszli ich kontynentalni rywale.
Polska ziemia była wtedy jeszcze stosunkowo nieskalana, a poziom jej wydajności był nadal znacznie powyżej poziomów zachodnich. Tu była wielka szansa, aby wszyscy wykorzystali tę płodność i zyski z taniej i masowej siły roboczej w nowo wyzwolonej Polsce. Brytyjskie i kontynentalne ziemie były zrujnowane po latach wymuszania wysokiej płodności rolnictwa, co doprowadziło do wydrenowania poziomu naturalnych substancji odżywczych i humusu, co powoduje, że większość rolników uzależniona jest od dużych ilości toksycznych nawozów sztucznych i pestycydów. Sachs utorował drogę dla zagranicznej eksploatacji polskiej ziemi; zyski z której popłyną na Zachód, razem z nieustającymi odsetkami płaconymi od kredytu MFW.
Okrutną prawdą o powszechnie uznawanym zwycięstwie Solidarności było to, że była to jednocześnie niemal nie do zniesienia porażka dla sił wolności. Nowa niepodległość przyniosła ze sobą nowe zniewolenie: toksyczna ekonomiczna i rolnicza ingerencja  Zachodu zastąpiły brutalną polityczno-militarną ingerencję Wschodu. “Wolność” okazała się iluzją.
Na początku lat 1990, zszokowany naród nie mógł łatwo rozpoznać prawdziwego charakteru swoich nowych panów. Sklepy wypełnione zachodnimi towarami; Coca Cola stała się wszechobecna, podobnie jak McDonaldy. W dużych miastach zaczęły wyrastać pierwsze supermarkety, a Polacy stawali w kolejce przed Ambasadą Amerykańską by dostać wizę do “kraju wolności i swobody”. Polakom, którzy wierzyli, że “trawa jest zieleńsza po drugiej stronie”, nowy stan wyzwolenia może wyglądał jak jakiś rodzaj zbawienia, ale dla wielu innych rzeczywistość zbagatelizowała obietnicę, której początkowo wydawali się trzymać.
Bezrobocie w miastach zaczęło szybko wzrastać, a wynagrodzenia nie pokrywały rosnących cen. Na wsi, gospodarka wiejska, o którą dobrze dbano w czasach komunizmu, implodowała, kiedy nowe przepisy zgodne z tymi Światowej Organizacji Handlu i brukselskimi dyrektywami UE, wymusiły zamknięcie tysięcy małych i średnich jednostek przetwórstwa spożywczego, ubojni i przemysłu chałupniczego. Przedsiębiorstwa, które rozwijały się podczas okupacji, teraz uznano za nieodpowiednie dla kraju stojącego w kolejce, by stać się jednym z pierwszych krajów Europy Wschodniej, ubiegających się o członkostwo w Unii Europejskiej. Kiedyś kwitnące wioski z pełnym zatrudnieniem, stały się ofiarami agresywnej konkurencji globalistów: kilka dużych scentralizowanych korporacyjnych jednostek produkcyjnych i przetwarzających zastąpiły tysiące małych, lokalnych firm prowadzonych jako spółdzielnie przez miejscowe rodziny.
Góra złota i Unia Europejska
Kiedy obywatele starali się dostosować do tej nowej drogi życia, polskie organy rządzące zrezygnowały z kolejnej wielkiej obietnicy: “góry złota” rozsypującej się na kraj po osiągnięciu społeczno-gospodarczych standardów niezbędnych do zapewnienia wejścia do UE . Po raz kolejny “obietnica pieniężna” weszła na środek sceny i naród polski miał otrzymać kolejną dawkę zachodniej medycyny.
To mniej więcej wtedy pierwszy raz stanąłem na polskiej ziemi. Jesienią 2000 roku, kiedy Jadwiga Łopata zaprosiła mnie do współzałożenia Międzynarodowej Koalicji na rzecz Ochrony Polskiej Wsi (ICPPC). W ciasno wypełnionym wiejskim domu u stóp Beskidów w południowej Małopolsce, narodziła się ICPPC, a ja stanąłem pośrodku głównej areny podejmowania decyzji dotyczących przyszłości. Moją pierwszą myślą była próba upewnienia się, żeby wejście Polski do UE było odpowiednio wynegocjowane, i żeby w Polsce nie powtórzyć masowego exodusu z ziemi, który towarzyszył wejściu mojego kraju do Unii (jak również innych krajów). Kilka miesięcy później, wysoko postawiony urzędnik warszawski umożliwił zaproszenie Jadwigi Łopaty i mnie do Komisji Europejskiej i spotkania z zespołem negocjacyjnym odpowiedzialnym za wejście polskiego rolnictwa i środowiska do UE.
To co wyszło z tego spotkania było tak szokujące, jak wszystko, co je poprzedziło. Pani przewodnicząca komisji poinformowała nas, że Polska miała być pozbawiona przynajmniej miliona małych i średnich gospodarstw, żeby zrobić miejsce dla “restrukturyzacji i modernizacji” swoich wypróbowanych tradycyjnych metod rolniczych. To, jak się okazało, oznaczało koniec mieszanych gospodarstw rodzinnych i zastąpienie ich dużymi konglomeratami agrobiznesu, które uczyniłyby Polskie rolnictwo “konkurencyjnym na rynku światowym”. Komisja wyraźnie widziała rolnictwo przemysłowe jako doskonały środek na “anachronizm chłopskiego rolnictwa” Polski, i oświadczyła, że to tylko kwestia czasu, zanim taka przemiana będzie kompletna. Po raz kolejny pełna siła globalnych korporacji gospodarki “wolnego rynku”, forsowana przez Szkołę Chicagowską Friedmana dała o sobie znać, ale tym razem na bogatych, zróżnicowanych biologicznie łąkach polskiej wsi.
Mając tę wiadomość na świeżo w naszych myślach, wydawało się niezbędne by wszcząć natychmiast alarm i ostrzec polskich parlamentarzystów o tym, co ma nadejść. Na konferencji prasowej w Sejmie kilka dni później, mogłem ostrzec naród polski “nie idźcie naszym śladem”. Nie dajcie się nabrać na “górę złota”, która tylko dodatkowo zniewoli wasz naród, podda ambicjom na niewybieralnego, ponadnarodowego obcego organu z siedzibą w Brukseli. Kartel, który już spowodował duże straty w moim własnym kraju, a którego polityka wysokiej technologii / niskich płac,  już rozdarła tysiące praktycznie samowystarczalnych społeczności na całym kontynencie europejskim.
Sześć miesięcy po ostrzeżeniu polskiego parlamentu, czego mogą się spodziewać, rząd upadł, i zastąpiła go pro-unijna, pro-globalizacyjna partia polityczna, w pełni zaangażowana w wejście Polski do Unii Europejskiej do roku 2004. To był sygnał dla Polaków, że będą karmieni coraz bardziej intensywną dietą propagandy pro-UE za pośrednictwem mediów głównego nurtu, dużo mówiącą o “puli złota”, którą Bruksela miała obdarzyć wyciągnięte ręce tego rzekomo zubożałego narodu. Reszta, jak mówią, jest historią.
Ale jest to historia napęczniała intrygą, podstępem i bezczelną dezinformacją. Wejście Polski do UE nie wyzwoliło kraju z zadłużenia finansowego, ani nie poprawiło sytuacji finansowej milionów zwykłych pracowników, którzy widzieli jak bogaci się bogacą, a ich płace nie dotrzymywały kroku wzrostowi cen.
W sercu dylematu Polski leży kluczowa kwestia, od której wciąż zależy pozytywne rozwiązanie losu narodu: kto może zrobić to, czego nie mogli zrobić stoczniowcy? Chodzi o należące do pracownika ożywienie społeczno-gospodarcze, w oparciu o trzecią drogę, żeby w ten sposób pokonać siły korporacyjne i polityczne, których przebiegły sojusz ma ledwo dające się ukryć ambicje zbiorowej kontroli nie tylko polskiej żywności, ale całego gospodarczego losu kraju.
Wtedy w 1989 roku, gorączkowe dyskursy robotników Solidarności podsycały co było zarówno niezwykłym planem, jak i pragmatycznym rozwiązaniem bezpośrednich wyzwań stojących przed krajem. To na pewno dokładnie jest to, co jest potrzebne teraz, ponownie w 2012 roku, nie tylko dla Polski, ale dla świata w ogóle. W rzeczywistości wszędzie tam, gdzie przestarzałe i niemodne modele kapitalizmu i komunizmu, i dodałbym socjalizmu, zachowują kontrolę nad programami społeczno-gospodarczymi i politycznymi.
Trzecia droga jest zbyt ważna, by pozwolić na jej połknięcie w narracji historycznej. Jest to dynamiczny program, który daje największą szansę jaką mamy pokonać fałszywą politykę naszych czasów. Politykę, która stara się utrzymać swoją władzę poprzez podziały i podbijanie, ustawiając jedną frakcję przeciw drugiej, jedną fałszywą ideologię przeciwko innej równie fałszywej, jedną klasę przeciwko innej. Pozornie niekończący się cul de sac bez żadnych zmian, które sprytnie przebierane są za wybór.
Trzecia droga wznosi się ponad to chimerę i zajmuje wolny teren pośrodku, ma potencjał zjednoczenia narodowych sentymentów w tym procesie. Określa on to, czym kierowany przez ludzi ruch powinien być, i w końcu oddaje główną scenę zmarginalizowanym politycznie i ekonomicznie. Potężne kabały banków i korporacji, które teraz rządzą światem, zostaną sprowadzone na ziemię z potężnym hukiem, kiedy taki ruch stanie na nogach i otrzyma błogosławieństwo elektoratu.
Wierzę, że czas jest odpowiedni teraz, i nadszedł moment żeby plan Solidarności, wykluty ponad 30 lat temu, został doprowadzony do końca.
Metamorfoza i przeznaczenie
Rok 2012 i lata bezpośrednio po nim, wydają się mieć wiele sprzyjających atrybutów, które sugerują, ze poskramianie ludzkości przez małe grupy finansistów z obsesją władzy, może zostać pokonane, i że nowe, prowadzone przez ludzi działania mogą powstać i zająć ich miejsce. Polska jest dobrze przygotowana do odgrywania wiodącej roli w tej metamorfozie. Metamorfozie, która ma potencjał, aby odblokować twórcze siły tak długo utrzymywane w ryzach, zarówno przez obcych najeźdźców, jak i przez pewien brak własnej wiary, która do tej pory powstrzymywały obietnicę czegoś znacznie lepszego dla tego od dawna cierpiącego narodu: realizację prawdziwego państwa samorządnego i kwitnącego kulturowo, tak wyczekiwanego przez miliony ludzi wszystkich zawodów.
Jest to zmiana, która jest na pewno spóźniona. Dzielne walki i poparcie pracowników stoczni gdańskiej można jeszcze wesprzeć. Nie w obecnie zlikwidowanych stoczniach nad Bałtykiem, ale wśród milionów małych i średnich gospodarstw, które są ostatnim pozostałym głównym atutem wciąż w rękach ludzi pracy. Ostatni atut, którego nigdy nie zdobyli rosyjscy zaborcy, i nadal pozostaje z dala od MFW, Banku Światowego, Komisji Europejskiej i wielkiego agrobiznesu, korporacji farmaceutycznych i nasiennych, które zachowują swój dławiący uścisk na zachodniej żywności i kiedyś żyznych polach uprawnych Europy i Ameryki Północnej.
To właśnie tutaj nadal jest szansa, aby odwrócić losy polskiego narodu. To właśnie tutaj można znaleźć ostatni bastion niezależnych ludzi pracujących uparcie, odmawiających wyrzeczenia się swojego opartego na ziemi sposobu życia. Ci ludzie, którzy są prawdziwymi strażnikami nieopatentowanej żywności, potrzebują naszego wsparcia. Nasze zdrowie i dobrobyt jest dosłownie w ich rękach. Brukseli, jak dotąd, nie udało się wyrzucić miliona takich ludzi z ziemi, jak obiecała w 2000 roku Komisja. Plan generalny UE w Polsce nie działa.
Od momentu przystąpienia do UE w 2004 r., liczba zlikwidowanych gospodarstw wynosi około 200.000. Wciąż pozostaje blisko 1,5 mln działających gospodarstw, a zdecydowana większość z nich jest własnością tych, którzy pracują na swojej ziemi. Tu leży najbardziej podatny grunt dla realizacji planu opartego na wciąż niezrealizowanej trzeciej drodze Solidarności.
Jedynie realizacja takiego planu, który może zapobiec przejęciu tych gospodarstw, jednego po drugim, przez bankierską globalną gospodarkę, rządzone przez mafię supermarkety i Unię Europejską, której obsesja na punkcie przepisów dotyczących higieny nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, a tylko ze znokautowaniem małego rolnika, aby wyczyścić drogę dla karteli agrobiznesu. Plan oparty na trzeciej drodze w końcu skończy z długami rządu, żyjącego w kieszeni GMO i przemysłu agrochemicznego. Zjednoczony opór może to pokonać, i raz na zawsze wyzwolić Polskę z niewoli.
Ten opór ma spowodować podniesienie się polskiej wsi ze starych żyznych ziem, a gdy to zrobi, stanie się nie do powstrzymania siłą wyrastającą z popiołów, jak odrodzony Feniks. Tylko poprzez wspieranie tego opartego na ziemi powstania, wszyscy możemy odzyskać kontrolę nad naszym losem, uwolnieni z bezlitosnej machiny pieniądza, która niszczy lub robi toksycznym wszystko, co jest ważne, piękne i niezbędne dla dobrobytu naszego i naszej planety.
“Polska do zagarnięcia” przestanie mnie prześladować, kiedy pozbędziemy się tych demonicznych sił, które chcą całkowicie przejąć nasze życie. Nie pojechałem do Polski żeby ocalić dzikie kwiatki, ale żeby odwrócić los kraju, który jakoś zajął specjalne miejsce w moim sercu. Uważam to za przywilej. Ale nie zaznam spokoju aż do chwili, kiedy ten odwrócony proces zmian zacznie się realizować. A do tych otwartych serc, które są taką silną cechą polskiego społeczeństwa, dochodzą cechy jasności i pewności siebie, bez których taka zmiana nie może się udać.
………………
Julian jest brytyjskim pionierem-rolnikiem ekologicznej żywności, pisarzem i działaczem. Obecnie jest prezesem ICPPC, które prowadzi walkę  z GMO w Polsce. Jest autorem książki  Changing Course for Life – Local Solutions to Global Problems [Zmiana sposobu życia – Lokalne rozwiązania globalnych problemów. 

By piotrbein

https://piotrbein.net/about-me-o-mnie/