Zbigniew Flis: Strajk Solidarności w Kopalni Borynia

Szanowni Państwo nazywam sie Zbigniew Flis, bylem organizatorem pierwszego strajku w kopalni Borynia w Jastrzebiu Zdroj i wspolorganizatorem strajku okupacyjnego w stanie wojennym w tej samej kopalni., pragnę się podzielić wspomnieniami z czasu strajku w stanie wojennym.
Pamiętam jak dzisiaj, był 12 grudzień, zimno, siedziałem na fotelu i ciągle oglądałem telewizje, dochodziła godzina dwunasta prawie. Usłyszałem ostre , nerwowe pukanie do drzwi, przybyło dwóch młodszych ode mnie kolegów z kopalni, jeden miał na imię Wiesiek. Powiedzieli, że jestem natychmiast potrzebny w kopalni, zanosi się na coś dużego, po drodze zauważyli zwiększone ilości milicji. Powiedzieli tez , że będą w niedługim czasie aresztować, po latach zastanawiam się skąd mieli takie informacje. Czas był jednak inny i nikt nie zadawał zbędnych pytań. Wsiedliśmy w trojkę do Syrenki, powiedziałem im :”jak trwoga to do Boga” powiedzieli mi, ze maja do mnie zaufanie , bo nigdy ich nie zdradziłem wcześniej i teraz mnie tam wszyscy potrzebują , bo potrzebna jest dyrekcja i podejmowanie decyzji , zanosiło się na strajk. Przyjeżdżaliśmy na wysokości “Zofiówki” w radiu usłyszeliśmy specjalne ogłoszenie o stanie wojennym. Dokładnie nikt nie wiedział jakie niesie to z sobą konsekwencje i przepisy prawne, wiedzieliśmy tylko dobrze, że nie jest to korzystne dla narodu polskiego i do tego nikt nie potrzebował nas przekonywać. Bez najmniejszej czkawki dojechaliśmy do kopalni, atmosfera wśród ludzi była napięta, można było powiesić siekierę w powietrzu. Zrozumiałem dlaczego bylem potrzebny, w sytuacjach podbramkowych bylem użyteczny zawsze dla Jarka, w rozmowach i pertraktacjach z rzadem również. Bylem zadowolony, ze maja do mnie zaufanie i mogę się przydać. Rozmowy w łaźni i na cechowni były burzliwe. Zmiana nocna opuściła kopalnie całkowicie, rozjechali się do domów, a zmiana ranna też się przeżedziła znacznie. Zostało nas razem nie więcej niż 110 osób. Wiadomość o aresztowaniu Jarka Sienkiewicza  i Blaszczyka doszła do mnie błyskawicznie, natychmiast było poparcie domagania się ich zwolnienia, udałem się z kolega do dyrekcji i taki właśnie postulat usłyszał od nas dyr. Borowy. Wróciłem do grupy już wtedy nazwać można okupacyjnej, zaczęliśmy zaminowawszy kopalnie, stalą się warownia , brama też była pod prądem. Wszystko było przemyślane taktycznie , znaliśmy się na ładunkach, sam miałem uprawnienia do ich używania w kopalni. Bylem tez w wojsku w jednostce specjalne 1439 na A. Piastów i wtedy bylem świadkiem w 1970 roku atakowania stoczni w Szczecinie. W godzinach rannych podszedł do mnie człowiek z biurowca przysłany przez dyr. Borowego i prosił , abym wyszedł przed biurowiec. Oczywiście bylem tam szybko. Zobaczyłem Jarka Sienkiewicza , przyjechał milicyjnym Fiatem , dwóch oficerów w mundurach i kierowca .Podszedłem do niego , powiedział mi , że aresztowany został wczoraj tzn 12 grudnia o 22.00 w swoim mieszkaniu. Był przesłuchiwany cały ten czas do godzin rannych, ucieszył się, że mnie nie aresztowali i , że jestem na kopalni. Kolo południa pokazał się Ryszard Będkowski, później Krzysztof Szablewicz, nie wiem dokładnie kiedy opuścili kopalnie i strajk okupacyjny, bylem za bardzo zajęty wtedy, aby obserwować wszystkich dokładnie, w grupie końcowej liczącej około 30 osób już ich nie było..Nie trwalo to dluzej niz godzine jak zostal wywieziony tym samym milicyjnym Fiatem. Do samochodu wsiadł jeszcze bezpiek na przednie siedzenie kolo kierowcy, po serdecznym uścisku dłoni z dyr. Borowym. Jarek spuścił głowę i nerwowo poprawiał okulary, osiadł w środku, po bokach na tylnym siedzeniu zasiedli oficerowie w mundurach z milicji z Katowic. Wtedy widziałem Jarka po raz ostatni w życiu, nigdy już mnie nie odwiedził po wyjściu z aresztowania jak to fałszywie zeznawał por./kap. Niedźwiedź, specjalnie przydzielony do “opieki” dla naszej kopalni Borynia. .Wielokrotnie dyr. Borowy przysyłał po mnie rożnych ludzi i prosił na rozmowę, zawsze to samo, obiecywał, że jak zaprzestaniemy strajk i rozejdziemy się do domów to wszystko będzie potraktowane jakby się nigdy nic nie stało. Wiemy z późniejszych wydarzeń , ze słowa nie dotrzymał, nie miał też takiego autorytetu, aby takie przyrzeczenia wtedy robić. Załoga strajkująca nawet nie chciała słyszeć o rozejściu się. Na jednej takiej rozmowie z dyr. Borowym bylem z Ryszardem Będkowskim. Minowanie ładunkami wybuchowymi i butlami trwało cały czas, euforia wśród nas trwała przez cały strajk. Po jakimś czasie poczta pantoflowa doszła do nas wiadomość o pacyfikacji dwóch innych kopalni :Moszczenica i Jastrzębie. Musze powiedzieć, że dopiero wtedy zaczęła się naprawdę pomysłowość ludzi, nie było kierownika ani przywódcy, każdy dawał z siebie co mógł i co tylko potrafił. Kobiety dowoziły żarcie, gotowały w domach później to było zabronione. Wtedy prawdziwe było znaczenie Solidarności, to co można było zaobserwować to całkowite zjednoczenie , wsparcie i solidarność ludzka w najlepszym tego wydaniu. Batalion czołgów i wóz dowodzenia z przodu, ustawili się rzędem. Wtedy ogłosiłem do wszystkich strajkujących, aby ci co maja małe dzieci udali się do rodzin, bo mogą być ofiary śmiertelne , a oni są długo jeszcze dzieciom potrzebni. Wielu wtedy opuściło strajk i także ci co wystraszyli się czołgów, specjalnie jak znaliśmy losy już innych kopalni. Liczba z około 110 zmalała wtedy do 30-32 osób. Żołnierze stali w moro, przytupywali nogami, ZOMO też ludzie, dowódca był widoczny kolo czołgów. Oceniłem sytuacje i postanowiłem, że pójdę porozmawiać do niego, chcieli nas przetrzymać. Pułkownik miał około 40 lat, szacowałem , że był starszy około 10 lat ode mnie. Powiedziałem mu, ze jesteśmy w kopalni dobrej myśli i zabrałem go na wycieczkę informacyjna, kolo bramy wytłumaczyłem ile i czego jest pozakładane na kopalni, powiedziałem, że jesteśmy u siebie i się nie damy i , że jestem świadomy naszych możliwości i jak czołg wjedzie na bramę to ludzie się w nim spalą. Powiedziałem też , że byłem w 1970 roku w Szczecinie w specjalnej jednostce 1439, zrozumiał co to znaczy. Powiedział, że poleje się krew, ja powiedziałem, że ich zginie więcej niż nas. Łzy leciały mu po policzkach , on wrócił do batalionu, ja wszedłem na teren kopalni. Zostało nas 30-32 mężczyzn, każdy z nas był zdecydowany ponieść największą cenę, zapłacić życiem. Nikt nie myślał o poddaniu, specjalnie wtedy , gdy władze komunistyczne robiły pogrom wszędzie, ważne było stać się przykładem dla innych , że nie wszyscy dają się zastraszyć. Pół godziny później czołgi odjechały wszystkie, a za następne pół godziny nadleciał helikopter i zrzucił ulotki o rozwiązaniu kopalni Borynia, przestała istnieć, była też informacja, ze ci co poszukują pracy maja sie zgłosić do innych kopalni. Nie było po co siedzieć w kopalni, trzeba się udać było do domu, około 5-6 osób obchodziło i rzucało okiem na stare katy, ja z kolega zostaliśmy sami w końcu, opustoszmy kopalnie ostatni. On mieszkał w moim bloku na ul. Wrocławskiej, wsiedliśmy do jednego autobusu , staliśmy i przez tylna szybę zauważyliśmy za autobusem jadący BWT/wóz bojowy, czyli mały czołg/Nysę milicyjna i Star, jak się później okazało z liczną załogą. Kolega żartował, że nas na oku trzymają, a może po mnie jada. Żartowaliśmy, że to nie możliwe, bo po jednego człowieka nikt by tego wszystkiego nie wysyłał. Proszę państwa byłem w błędzie,moje aresztowanie było szumne i pokazowe, wielu ludzi zostało w moim bloku mieszkalnym na ul. Wrocławskiej 35 wystraszonych, wielu chowało się za firanki, jak lufa skierowana została w rożne okna. Po zwolnieniu ktoś w mundurze milicyjnym podszedł do mnie i powiedział: “panie Zbyszku ci co pana bili i aresztowali to nie byli ludzie, ale ludziska” ktoś inny odpowiedział” a gdzie ludzie wtedy byli? “Relacja pisana w formie wspomnień jest najdokładniejsza jaka mogę pamiętać, a pamiętam to dramatyczne wydarzenie jakby to było dzisiaj.
———————————————————————————————————————
Szanowni Panstwo, pragne sie podzielic wspomnieniami z czasu strajku w stanie wojennym. Pamietam jak dzisiaja, byl 12 grudzien, zimno, siedzialem na fotelu i cioagle ogladalem telewizje, dochodzila godzina dwunasta prawie. Uslyszalem ostre , nerwowe pukanie do drzwi, przybylo dwoch mlodszych ode mnie kolegow z kopalni, jednen mial na imie Wiesiek. Powiedzieli, ze jestem natychmiast potrzebny w kopalni, zanosi sie na cos duzego, po drodze zauwazyli zwiekszone ilosci milicji. Powiedzieli tez , ze beda w niedlugim czasie aresztowac, po latach zastanawiam sie skad mieli takie informacje. Czas byl jednak inny i nikt nie zadawal zbednych pytan. Wsiedlismy w trojke do Syrenki, powiedzialem im :”jak trwoga to do Boga” powiedzieli mi, ze maja do mnie zaufanie , bo nigdy ich nie zdradzilem wczesniej i teraz mnie tam wszyscy potrzebuja , bo potrzebna jest dyrekcja i podejmowanie decyzji , zanosilo sie na strajk.Przyjezdzalismy na wysokosci “zofiowki” w radiu uslyszelismy specjalne oglos zenie o stanie wojennym. Dokladnie nikt nie wiedziala jakie niesie to z soba konsekwencje i przepisy prawne, wiedzielismy tylko dobrze, ze nie jest to korzystne dla narodu polskiego i do tego nikt nie potrzebowal nas przekonywac.Bez najmniejszej czkawki dojechalismy do kopalni, atmosfera wsrod ludzi byla napieta, mozna bylo powiesic siekiere w powietrzu. Zrozumialem dlaczego bylem potrzebny, w sytuacjach podbramkowych bylem uzyteczny zawsze dla Jarka, w rozmowach i pertraktacjach z rzadem rowniez.Bylem zadowolony, ze maja do mnie zaufanie i moge sie przydac.Rozmowy w lazni i na cechowni byly burzliwe. Zmiana nocna opuscila kopalnie calkowicie, rozjechali sie do domow, a zmiana ranna  tez sie przezedzila znacznie. Zostalo nas razem nie wiecej niz 110 osob. Wiadomosc o aresztowaniu Jarka Sienkiewicza doszla do mnie blyskawicznie, natychmiast bylo poparcie domagania sie jego zwolnienia, udalem sie z kolega do dyrekcji i taki wlasnie postulat uslyszal od nas dyr.Borowy. Wro cilem do grupy juz wtedy nazwac mozna okupacyjnej, zaczelismy zaminowywac kopalnie, stala sie warownia , brama tez byla pod pradem. Wszystko bylo przemyslane taktycznie , znalismy sie na ladunkach, sam mialem uprawnienia do ich urzywania w kopalni. Bylem tez w wojsku w jednostce specjalne  1439 na A.Pieastow i wtedy bylem swiadkiem w 1970 roku atakowania stoczni w Szczecinie.W godzinach rannych podszedl do mnie czlowiek z biurowca przyslany przez dyr.Borowego i prosil , abym wyszedl przed biurowiec.Oczywiscie bylem tam szybko. Zobaczylem Jarka Sienkiewicza  , przyjechal milicyjnym Fiatem , dwoch oficerow w mundurach i kierowca .Podeszlem do niego , powiedzial mi , ze aresztowany zostal wczoraj tzn 12 grudnia o 22.00 w swoim mieszkaniu. Byl przesluchiwany caly ten czas do godzin rannych, ucieszyl sie, ze mnie nie aresztowali i , ze jestem na kopalni.Kolo poludnia pokazal sie Ryszard Bedkowski, pozniej Krzysztof Szablewicz, nie wiem dokladnie kiedy opuscili kopa lnie i strajk okupacyjny, bylem za bardzo zajety wtedy, aby obserwowac wszystkich dokladnie, w grupie koncowej liczacej okolo 30 osob juz ich nie bylo..Nie trwalo to dluszej jak godzine jak Jarek Sienkiewicz zostal wywieziony tym samym milicyjnym Fiatem. Do samochodu wsiadl jeszcze bezpiek na przednie siedzenie kolo kierowcy, po sedrecznym uscisku dloni z dyr.Borowym. Jarek spuscil glowe i nerwowo poprawial okulary, usiadl w srodku, po bokach na tylnym siedzeniu zasiedli oficerowie w mundurach z milicji z Katowic. Wtedy widzialem Jarka po raz ostatni z zyciu, nigdy juz mnie nie odwiedzil po wyjsciu z aresztowania jak to falszywie zeznawal por./kap. Niedzwiedz, specjalnie przydzielony do “opieki” dla naszej kopalni Borynia. .Wielokrotnie dyr.Borowy przysylal po mnie roznych ludzi i prosil na rozmowe, zawsze to samo, obiecywal, ze jak zaprzestaniemy strajku i rozejdziemy sie do domow to wszysto bedzie potraktowane jakby sie nigdy nic nie stalo.Wiemy z pozniejszych wy dazen , ze slowa nie dotrzymal, nie mial tez takiego autorytetu, aby takie przyzeczenia wtedy robic. Zaloga strajkujaca nawet nie chciala slyszec o rozejsciu sie. Na jednej takiej rozmowie z dyr.Borowym bylem z Ryszardem Bedkowskim.Minowanie ladunkami wybuchowymi i butlami trwalo caly czas, euforia wsrod nas trwala przez caly strajk. Po jakims czasie poczta pantoflowa doszla do nas wiadomosc o pacyfikacji
dwoch innych kopalni :Moszczenica i Jastrzebie. Musze powiedziec, ze dopiero wtedy zaczela sie naprawde pomyslowosc ludzi, nie bylo kierownika ani przywodcy, kazdy dawal z siebie co mogl i co tylko potrafil.Kobiety dowozily zarcie, gotowaly w domach  pozniej to bylo zabronione.Wtedy prawdziwe bylo znaczenie Solidarnosci, to co mozna bylo zaobserwowac to calkowite zjednoczenie , wsparcie i solidarnosc ludzka w najlepszym tego wydaniu.Batalion czolgow i woz dowodzenia z przodu, ustawili sie rzedem.Wtedy oglosilem do wszystkich strajkujacych, aby ci co maja male dzieci udali sie do rodzin, bo moga byc ofiary smiertelne , a oni sa dlugo jeszcze dzieciom potrzebni. Wielu wtedy opuscilo strajk i takze ci co wystraszyli sie czolgow, specjalnie jak znalismy losy juz innych kopalni. Liczba z okolo 110 zmalala wtedy do 30-32 osob. Zolnierze stali w moro, przytupywali nogami, zomo tez ludzie, dowodca byl widoczny kolo czolgow. Ocenilem sytuacje i postanowilem, ze pojde porozmawiac do niego, chcieli nas przetrzymac.Pulkownik mial okolo 40 lat, szacowalem , ze byl starszy okolo 10 lat ode mnie. Powiedzialem mu, ze jestesmy w kopalni dobrej mysli i zabralem go na wycieczke informacyjna, kolo bramy wytlumaczylem  ile iczego jest pozakladane na kopalni, powiedzialem, ze jestesmy u siebie i sie nie damy i , ze jestem swiadomy naszych mozliwosci i jak czolg wjedzie na brame to ludzie sie w nim spala. Powiedzialem tez , ze bylem w 1970 roku w Szczecinie w jednostce 1439, zrozumial co to znaczy. Powiedzial, ze poleje sie krew, jak powiedzia lem, ze ich zginie wiecej niz nas. Lzy lecialy mu po policzkach , on wrocil do batalionu, ja weszlem na teren kopalni. Zostalo nas 30-32 mezczyzn, kazdy z nas byl  zdecydowany poniesc najwieksza cene, zaplacic zyciem. Nikt nie myslal o poddaniu, specjalnie wtedy , gdy wladze komunistyczne robily pogrom wszedzie, wazne bylo stac sie przykladem dla innych , ze nie wszyscy daja sie zastraszyc. Pol godziny pozniej czolgi odjechaly wszystkie, a za nastepne pol godziny nadlecial helikopter i zrzucil ulotki o rozwiazaniu kopalni Borynia, przestala istniec, byla tez informacja, ze ci co poszukuja pracy maja sie zglosic do innych kopalni. Nie bylo po co siedziec w kopalni, trzeba sie udac bylo do domu, okolo 5-6 osob obchodzilo i rzucalo okiem na stare katy, ja z kolega zostalismy sami w koncu, opusilismy kopalnie ostatni.On mieszkal w moim bloku na ul.Wroclawskiej, wsiedlismy do jednego autobusu , stalismy  i przez tylna szybe zauwazylismy za autobusem jadacy BWT/woz bojowy, czyli maly czolg/Nyse milicyjna i Star, jak sie pozniej okazalo z liczna zaloga. Kolega zartowal, ze nas na oku trzymaja, a moze po mnie jada. Zartowalismy, ze to nie mozliwe, bo po jednego czlowieka nikt by tego wszystkiego nie wysylal. Prosze panstwa bylem w bledzie,moje aresztowanie bylo szumne i pokazowe, wielu ludzi zostalo w moim bloku mieszkalnym na ul.Wroclawskiej 35 wystraszonych, wielu chowalo sie za firanki, jak lufa sterowana zostala w rozne okna. Po zwolnieniu ktos w mundurze milicyjnym podszedl do mnie i powiedzial: “panie Zbyszku ci co pana bili i aresztowanli to nie byli ludzie, ale ludziska” ktos inny odpowiedzial:” a gdzie ludzie wtedy byli?”Relacja pisana w formie wspomnien jest najdokladniejsza jaka moge pamietac, a pamietam to dramatyczne wydazenie jakby to bylo dzisiaj.
——————————–
RELACJA – ZBYSZEK FLIS
12 grudzień, wieczorem – ktoś z kopalni Borynia przyjechał do mnie, ostre pukanie do drzwi. Dwóch młodych ludzi z kopalni, znajomi z pracy a jednego zapamiętałem, że na imie ma Wiesiek. Powiedzieli, że maja ważną wiadomość dla mnie i że mogę zostać aresztowany dzisiaj, jeżeli natychmiast nie pojadę na kopalnię z nimi. Poinformowali też, że może być wprowadzona jakaś akcja milicji przeciw związkowcom z “Solidarności” i żebym szybko się zbierał. Moment później byłem już w “Syrence”. Dojechaliśmy bez niespodzianek do kopalni, jednak czuliśmy – chyba wszyscy że w powietrzu wisi przysłowiowa siekiera. Jadąc na kopalnię, dowiedziałem się o wprowadzeniu stanu wojennego przez Radę Państwa a ktoś na cechowni poinformował górników o stanie wojennym w obszarze całego kraju. Nie było wiadomo tylko, co to takiego ten stan wojenny i jakie on ma znaczenie. Rozmowy i dyskusje w łaźni w gronie kolegów, później zebraliśmy się w cechowni. N a stawiane przez nas zapytania nie było jednoznacznej odpowiedzi i nie było wiadomo jak to “ugryźć”, do czego to zakąska. Pierwsza wiadomość o aresztowaniu Sienkiewicza, rozeszła się po kopalni błyskawicznie. Stworzyła się grupa jego zadeklarowanych zwolenników i zaczęliśmy domagać się jego zwolnienia z aresztu. W godzinach rannych 13 grudnia, ktoś z kolegów podszedł do mnie i powiedział, że chcą mnie zobaczyć przed biurowcem.
Udałem się na plac przed cechownią. Zobaczyłem milicyjnego Fiata i 3 osoby w mundurach, które przywiozły Jarka a jak później powiedział mi, był przesłuchiwany i przywieźli go z Katowic teraz.
Podejmując decyzję strajku na kopalni, przygotowywaliśmy się na najgorsze. Nie było wątpliwości że może nastąpić próba rozwiązania siłowego i nastąpi starcie z milicją. Wszystkich ludzi w obszarze kopalni było 110 osób i nie ujawnialiśmy liderów, choć dzisiaj wiadomo że byli wśród nas agenci i szły informacje na zewnątrz. Ludz ie spontanicznie postanowili bronić swojego miejsca pracy. Wśród załogi nie brakowało też speców od wojskowości a więc nie ukrywam że doradców mieliśmy wśród nas. Sam służyłem w 1970 roku w jednostce 1439 na AL. Piastów w Szczecinie i miałem doświadczenie bo nasza jednostka w tamtym czasie uczestniczyła w tłumieniu Stoczni Warskiego. Dyrektor Borowy w rozmowach z nami, powtarzał tylko że mamy wycofać się z akcji obronnej i opuścić kopalnię. Powiedział, że jak nie opuścimy kopalni to nas rozpierdolą i że powinniśmy to zrobić jak najszybciej. Pamiętam że Rysiek Będkowski przeciwstawił się, nie godząc się ze stanowiskiem dyrekcji o przerwaniu strajku. Ja też przekazałem ponownie wole załogi, nasze stanowisko było twarde i wszyscy popierali strajk do ostateczności.
W czasie wizyty wojskowych na kopalni, nie ukrywaliśmy też, że brama główna została silnie ufortyfikowana w postaci poprzecznie ustawionych wagoników, załadowanych butlami tlenu i materiałami wybuchowymi, których w magazynach kopalni nie brakowało. Poinformowaliśmy też że naruszenie tej blokady, spowoduje wiele nieszczęścia nie tylko dla budynków w obszarze kopalni, ale także dla ludzi, przebywających w zasięgu rażenia i które jest na pewno ogromne i nieobliczalne.
Zadecydowaliśmy we trójkę, Ryszard Będkowski, xxxx i ja że staniemy na czele nielicznej bo 30 osobowej już grupki i będziemy bronili się do końca, jeżeli taka zajdzie potrzeba. Ogłosiłem też że ci co maja małe dzieci powinni opuścić kopalnie i wrócić do domu. Kilka osób skorzystało z tej możliwości i pojechali do domu. Było też sporo tych co postanowili zdezerterować i też opuścili kopalnię, wychodząc najczęściej gdzieś bocznymi wyjściami. Na samym końcu,tj.18 grudnia i ostatniego dnia strajku, pozostało nas 6 osób na kopalni. Jednak silnym atutem naszym była przygotowana wcześniej przez załogę fortyfikacja głównej bramy wejściowej a (dzisiaj wiemy wszyscy), że z tego powodu ZOMO i dowództwo wojsko we zadecydowali o wstrzymaniu się, siłowego wtargnięcia w obszar kopalni i zmenili taktykę na przetrzymanie nas w czasie. Praktycznie cała załoga kopalni, licząca na początku strajku 110 ludzi rozjechała się do domów a zostało nas tylko sześciu górników. Pamiętam też, że ten ostatni dzień strajku 18 grudzień – około godz. 7,00 może trochę później ale rano, nadleciał helikopter i zrzucił ulotki informujące nas o rozwiązaniu kopalni. W ulotkach była też krótka informacja, że ludzie mają się zgłosić do innych kopalni do pracy. Zadecydowaliśmy ostatecznie, że my także kończymy naszą misję obrony zakładu pracy. Droga do os. Szeroka, która wcześniej była miejscem postoju czołgów i ZOMO, była przez nich opuszczona i też nie mieliśmy już tu nic do roboty. Strajk zakończyliśmy 18 grudnia rano i jako jeden z ostatnich opuściłem kopalnie. Dobrze też pamiętam, że na początku strajku w kopalni, kobiety z okolicy dowoziły nam jedzenie. Później zabroniono im tego i zostaliśmy bez środków do życia. I jeszcze jeden epizod tego strajku, którego też chyba nie zapomnę – z chwilą zakończenia strajku, gdy wsiedliśmy do autobusu wraz z kolegą z pracy a który mieszkał na 6 piętrze w moim bloku, widzieliśmy że za autobusem przez jakiś czas, jechał BWP, Nysa i Star tzw suka. Początkowo nawet myślałem że mają nas na oku i jadą by nas zwinąć.
Za zorganizowanie tego strajku było odpowiedzialnych 3 ludzi w tym ja. Bardzo dotkliwie nas za to pobito, co jest udokumentowane a wszyscy trzej zostaliśmy wyrzuceni i zwolnieni z pracy.

By piotrbein

https://piotrbein.net/about-me-o-mnie/