Persyskop na MonitorPolski
[…] Poruszam sprawy z pozoru odległe od bieżących manipulacji historycznych, to jednak te wątki mają punkt zbieżny. Bo mops, jony oraz inni – łącznie ze mną – czy nie spieramy się na próżno ? Czy w naszych wypowiedziach nie prezentujemy częściowych prawd jako prawdy absolutne ?
Np. sowa była i jest symbolem mądrości, ale także – właśnie dlatego – elementem okultyzmu. Więc po co się spierać co bardziej ? Jak w kawale: czym się różni ptaszek ? że ma jedną nóżkę bardziej.
Hitler wysyłał swoich fachowców do Tybetu nie tylko w celach okultystycznych jak lansują jedni, ani po tajniki pradawnych broni jak lansują inni. Posłał ich tam aby zapoznali się z WIEDZĄ buddystów, która wciąż zdumiewa tych, którzy wiedzą więcej. Noblista Erwin Schrödinger (1887-1961) zalecając ‘transfuzję krwi’ z Azji by uchronić zachodnią naukę od duchowej anemii, twierdził m.in., że cząstki to tylko pozorność (Schaumkommen), a inspirowany filozofią Orientu paradoks kwantowości zilustrował zamykając kota w pudle z trutką uwalnianą zjawiskiem kwantowym (zmiana spinu elektronu). Aż do chwili otwarcia pudła kot Schrödingera zgodnie z logiką kwantową jest i żywy i martwy!
To właśnie Budda (566-486 BC) zaskakiwał podobnymi twierdzeniami o ulotności rzeczywistości: Gdy dokładniej zbadać wszechświat – rozpuszcza się w nieciągłości i w strumieniach energii; możliwe są stany wewnętrznie sprzeczne; materia jest jak kłąb piany. W konsekwencji buddyjski mnich Vasubandhu (ok. 420-500), rektor Uniwersytetu w Nãlandã – jednego z najstarszych uniwersytetów na świecie ! – poddając analizie warunki brzegowe wydedukował w oparciu o prace poprzedników, że ‘pragnienie odnalezienia obiektywnie istniejącej, nieredukowalnej, czyli najmniejszej cząstki materii – nie może zostać spełnione’.
Zatem ten filozof i logik już przed 15 wiekami czuł rozmywanie się materii, dostrzegane teraz przez współczesnych fizyków, także noblistów. A skoro nie ma najmniejszych cząstek, to i większe są tylko produktem naszej złudnej percepcji opartej na błędnej tezie Demokryta nazbyt silnie nam wtłoczonej do umysłów, i jeszcze dobitych „logicznym” ale błędnym modelem Bohra.
Zatem energetyczna koncepcja struktury Wszechświata nie jest tylko elementem starych daleko-wschodnich religii, feng-shui, chi, jin-yang, czy ezoterycznej retoryki, ale ma bardzo praktyczne przełożenie na realizację idei „free energy”. Prototypy już funkcjonują i tylko patrzyć jak po pokonaniu trudności technologicznych – i doktrynalnych ! – nastąpi przełom na skalę masową.
Czy w takim razie oceny buddyzmu nie są zazwyczaj mylne i celowo demonizowane aby nie ujawniać jego potencjału ? Bo co buddyści – ci prawdziwi a nie ich imitatorzy – jeszcze odkryli i trzymają w tajemnicy ? A co ja jeszcze o tych sprawach mam w peryskopedii, ale zachowam „na lepsze czasy” ?
Podobnie spory o relacje satanizmu z buddyzmem czy chrześcijaństwem są zwykle płytkie, bo bazują na wyrywkach wiedzy. Bo przykładowo kto wie, iż szanowany papież Leon XIII wyrażał obawy że Szatan to element Boga ? Podobnie sugerowali przedtem i potem inni doktorzy KRK, bo takie założenie – aczkolwiek kontrowersyjne ze względu na przyjętą doktrynę – wobec przypisywanej Bogu Wszechmocy chyba lepiej tłumaczy tajemnice immanentnej walki Dobra ze Złem.
Powszechnie wiadomo, że prastary symbol solarny swastyka (sans. su dobrze, asti być) oznacza ‘dobrostan’ i w Azji symbolizuje szczęście, płodność, mądrość i edukację. U pierwszych chrześcijan ‘wirujący krzyż’ chronił przed szatanem i ponoć do końca XIX wieku w rzymskich katakumbach zachowało się blisko tysiąc tych świętych znaków. Symbolizowały dynamiczne czyli pobudzające do refleksyjnego rozmyślania ‘światło’ promieniujące z Czterech Ewangelii.
W Polsce obecna m.in. na denarze Mieszka I, oraz jako ‘crux gammata’ w formie zamkniętej swastyki wyrytej na ścianie kolegiaty w Kruszwicy z XII wieku. Słowianie ten symbol Słońca nazywali ‘swarga’, w Polsce też ‘wiąszczyca’, a w formie kołowej – ‘kołowrót’ jako cykliczne, nie kończące się koło życia. Spotykany w chałupach na Podhalu jako ‘krzyżyk niespodziany’ jest na odznace przewodników tatrzańskich, a jako ulubiony talizman M. Karłowicza został wyryty na jego obelisku w Tatrach.
Już od roku 1915 swastykę umieszczano na emblematach 4. Pułku Piechoty Legionów, a potem też innych polskich formacji wojskowych – zatem jeszcze przed powstaniem w 1917 roku w Monachium tajnego rasistowskiego, quasi masońskiego Towarzystwa Thule, które przejęło ten symbol kiedy nieświadomy tego faktu szeregowiec Adolf H. walczył na froncie. Dopiero kilkanaście lat później został wytypowany przez towarzyszy z „Thule” do przeprowadzenia ludobójczej „misji” pod szatańsko sprofanowanym symbolem swastyki.
Czy to nie sataniści doprowadzili do tego, aby swastyka – symbol dobrostanu i szczęścia – został zakazany jako symbol faszyzmu ? Znamienne, że jest dziś ukazywany na Zachodzie tylko jako jego złowróżbne logo, z przemilczeniem powiązań także z komunizmem: Sowiecka Historia [PL] http://www.youtube.com/watch?v=Qu4P8Fu9tLo
A kto się zastanawia jaki udział w prześciganiu zachodniej czołówki przez Japonię, Chiny i Indie ma mentalność uformowana przez millenia właśnie swastyką – wciąż tam traktowaną jako symbol wielce pozytywny ? Tylko Bóg raczy wiedzieć … no i nasi świętoszkowie, ile opinii o buddystach jako rzekomych satanistach, wynika z faktu, że wciąż dekorują swoje świątynie swastykami ?
Czy nie można by im tego jakoś zabronić ? A jeśli nie, to może całkiem ich jakoś zlikwidować ? Na przykład pod pretekstem, że to jest rzekomo fałszywa religia, bo bez Boga, a skoro tak i jeśli jednak coś tam sobie czczą, to logiczne jest, że musi być to Szatan.
Jak wiemy illuminaci, masoni, sataniści i syjoniści przykładają wielką wagę do symboliki. Ale nie tylko oni, bo również wyznawcy innych religii, z katolicyzmem włącznie, ulegają magii symboli. Wszędzie się ich dopatrujemy, lub ich podkradanie albo obrażanie, i jesteśmy skłonni walczyć do upadłego o nie lub przeciw nim.
Bowiem tak już mamy. I tematy religijne wywołują często kłótnie, bo podchodzimy do niech wyposażeni w ograniczoną, zazwyczaj przypadkową cząstkę wiedzy, i jesteśmy przesiąknięci wiarą – a mówiąc lapidarnie, i bez obrazy osób wierzących w Boga, do których też należę – wyobrażeniem, często traktowanym jako przekonanie, albo jako ‘wiedza’.
A ponieważ od wiary do wiedzy dzieli nas sporo, to na dodatek naładowani jesteśmy emocjami, i co najistotniejsze – imperatywem obrony mojszego punktu widzenia jako słusznego. I to JEDYNIE słusznego, bo przecież w innym przypadku nie angażowalibyśmy się tak mocno w „to wszystko”. Niestety tzw. „święte” przekonanie o unikatowym charakterze i jedynej prawdziwości wyznawanej przez nas religii jest zgubne, bo prowadzi właśnie do takich waśni i w konsekwencji do wojen.
Czy początek Dekalogu nie zawiera sprzeczności jeśli Bóg nakazuje nam abyśmy nie czcili innych bogów ? Przecież jako fałszywi nie mieliby boskiej Wszechmocy i czczenie ich byłoby daremne. A jeśli Mojżesz przyniósł nam i takie przykazanie z góry Synaj, to pewnie były jakieś powody i obawy co do identyfikacji oraz Wszechmocy Boga. Te obawy potwierdzają wciąż żywe dyskusje, czy czcimy tego samego Boga, czy raczej tylko „prawie takiego samego” ? A” prawie” jak wiadomo to różnica.
Główne źródła skalań człowieka oświecony Budda upatrywał w pożądaniu oraz w ignorancji, rozumianej jako szczere przekonanie, że ‘wiem już wszystko’. Sedno problemu tkwi w tej autentycznej szczerości. Czy jeszcze ktoś ma wątpliwości kto i dlaczego z Buddy stara się robić dziś oszołoma, a z buddystów – satanistów, skoro widzimy jak skutecznie lucyferianie wykorzystują te podstawowe wrodzone wady ludzkiego charakteru dla zniewalania człowieka ?
[…]