SYMPTOMY FASZYSTOWSKICH METOD W DOLNOŚLĄSKIEJ SOLIDARNOŚCI

PB: Parę uwag na kolanie…
Tytuł wskazuje na podatność autora na hasbarę. Pojęcie faszyzm spaczyła ona pod koniec II wś. na odwrotny do idei faszyzmu w Italii, rozciągając go na potrzeby hasbary na hitleryzm i przeciw narodowym patriotom  (do dziś nazywają patriotów faszystami).
Po 1988 r. jasna jest naiwność stwierdzenia: 

gdyby doszło obecnie do manifestacji niezadowolenia na  tle  warunków socjalnych, społecznych lub politycznych, to z pewnością nie będzie w nich przewodzić “Koro-Solidarność”.

Powstało od tamtego czasu wiele ruchów i grup, które zostały podstępnie utworzone lub później skorumpowane na potrzeby unych. Nie można ufać żadnym strukturom poza oddolnymi, rozporoszonymi, bez przywódców (można ich dziecinnie łatwo podstawić lub przekabacić), a programy poltyczne ośmieszyć i wypaczyć w ścierwomediach.
AS: Powinien sobie w głowie zainstalować funkcję “zaktualizuj” – jak w komputerze.
Mamy 2013 a on żyje nadal schyłkiem PRL – na dodatek w żydowskim matrixie historycznym.
…………………….
From: “stalinism” <stalinism@wp.pl>
Date: May 18, 2013 2:23:48 AM PDT (CA)
Subject: Faszyzacja Solidarności

SYMPTOMY FASZYSTOWSKICH METOD W DOLNOŚLĄSKIEJ SOLIDARNOŚCI

(artykuł napisany w kwietniu 1988 roku)
Przedstawiony poniżej artykuł nie mógł się ukazać w ówczesnej oficjalnej prasie, bo trwały już rozmowy na temat podziału władzy między ekipą rządzącą, a kierownictwem „Solidarności” oraz tzw. “doradcami. Nawet komunistyczny miesięcznik “Zdanie” odmawiał opublikowania go, by nie drażnić kacyków z “Solidarności”.
„ Od pewnego czasu moi znajomi, koledzy, przyjaciele przekonywali mnie, że moje uprzedzenia, zastrzeżenia, krytyczne sądy na temat ruchu zwanego „Solidarność” są krzywdzące i bezpodstawne. Ruch ten, ich zdaniem składa się już dziś z innych rzekomo ludzi, patrzących zupełnie „inaczej na niedawną przeszłość, na swoje błędy i wypaczenia i dlatego, ich zdaniem, i ja powinienem zrewidować swoje opinie i sądy na ten ruch. Niestety, nie umiano mnie przekonać. Nie posługiwano się, bowiem żadnymi racjonalnymi argumentami, lecz jedynie słowami nie mającymi żadnego pokrycia w codziennej rzeczywistości.
Przeciwnie. Wciąż spotykałem się z arogancją, zarozumiałością, wyniosłością ludzi, którzy dla zaspokojenia swoich  osobistych chorobliwych ambicji narażali “Solidarność” i w końcu doprowadzili do jej zagłady. Nigdy nie usłyszałem w ciągu  minionych  7  lat  ani  jednej szczerej,  rzetelnej samooceny, samokrytyki. Nie znam też żadnej próby naprawy popełnionych błędów, chęci naprawienia wyrządzonych krzywd, szczerej skruchy i gotowości do publicznej ekspiacji.
Przeciwnie, ludzie, którzy  walnie  przyczynili  się  do przekształcenia  związku zawodowego w partię polityczną, pchnęli ten  ruch  do  walki  o  władzę, oszukali  świat  pracy;  nadal utrzymują  –  wbrew  faktom  –  że  winę  za to, co się stało 13 grudnia  1981  roku, ponoszą wszyscy w kraju i za granicą, tylko nie oni.
To, że  moja  ocena  i opinia o kierownictwie “Solidarności” jest słuszna świadczą fakty. A oto one.
W kwietniu br. (1988r. ) koło politologów wrocławskich studentów zwróciło się do mnie  o przeprowadzenie prelekcji na temat powstania na Dolnym Śląsku NSZZ “Solidarność”, zwłaszcza mojego udziału w tym procesie  oraz przyczyn usuwania z kierownictwa tego ruchu wielu czołowych działaczy  opozycji demokratycznej,  w  tym  także założycieli  Wolnych  Związków  Zawodowych,  przed  sierpniowymi strajkami we Wrocławiu. Organizatorzy prelekcji wiedzieli, że  nie  jestem  ani sympatykiem, ani  też  faworytem  władzy. Twierdzili, że chcą poznać  opinie,  sądy  i fakty przedstawiane przez ludzi, którzy znają wydarzenia  ostatnich burzliwych lat z autopsji. Byli nie tylko ich uczestnikami, lecz także aktywnymi ich twórcami.
Te argumenty przekonały  mnie.  Tym bardziej, że czynniki oficjalne unikają podejmowania tej problematyki pozostawiając ją wyłącznie w gestii “Koro-Solidarności”. Zgodnie, więc z umową pojawiłem się w klubie Asystenta „Sezam”, by przeprowadzić prelekcję. I tu właśnie zaczynają się wydarzenia wręcz niepojęte. Opiszę je dość dokładnie, gdyż chcę przekonać ślepych i fanatycznych wyznawców idei „Koro-Solidarności”, że „ludzie kierujący dziś resztkami tego ruchu nie zmienili swej pogardliwej postawy wobec demokracji, tolerancji, pluralizmu. Te ważne, a nawet święte dla Polaków wartości, dla nich są tylko bałamutnymi hasłami propagandowymi. Otóż w klubie pojawiło się kilku ludzi, którzy przedstawili się  organizatorom spotkania jako wysłannicy Frasyniuka. Jeden z nich   –   Paweł  Kocięba  domagał  się  w  imieniu  Frasyniuka zaniechania   prelekcji. Mówił, że   Frasyniuk bardzo się zdenerwował  i  rozgniewał, gdy  się dowiedział o prelekcji dra Skonki  na  temat “Solidarności” i polecił nie dopuścić do niej. Argumentował,  że  kierownictwo Regionu oceniło i osądziło dra Skonkę  w  październiku 1980 roku negatywnie i dlatego nie ma on prawa  bez  zgody  Frasyniuka ,  występować  publicznie z tematami dotyczącymi NSZZ “Solidarność” . Chyba   komentować   tego nie trzeba. Oto jakiś  facet skompromitowany klęską  ruchu. którym   współkierował, a przynajmniej  firmował kierowanie, rozkazuje studentom, kogo mają słuchać, a kogo powinni  bojkotować. Nie łatwo w to uwierzyć, lecz jest to niestety prawda. Ponieważ wysłannikom  Frasyniuka, mimo użycia gróźb, nie udało się zmusić organizatorów do odwołania prelekcji, zażądali wówczas by najpierw  dopuścić do głosu przedstawiciela “Koro-Solidarności”, który w imieniu Frasyniuka oceni prelegenta, wyda o nim opinię i ostrzeże audytorium  by nie dawało  wiary temu, co on powie; a  wszystko w imię pluralizmu, demokracji, wolności słowa. Dość  miękki  i zastraszony przewodniczący spotkania – student – uległ  chyba w pierwszej chwili żądaniom, ale gdy zagroziłem, że w takim przypadku zrezygnuję z wystąpienia, wycofał się. Wymogli jednak na nim opóźnienie  spotkania, by porozumieć się z Frasyniukiem i ściągnąć więcej swoich ludzi, którzy utrudnialiby skutecznie prowadzenie prelekcji. Niezorientowanych może  dziwić, co tak bardzo  zdenerwowało kierownictwo  “Koro-Solidarności”, że zadało sobie aż tyle trudu, by  nie  dopuścić do prelekcji? Wszak nie znali treści mającego odbyć  się wystąpienia: sam tytuł brzmiał niewinnie i łagodnie – “Zawiedzione nadzieje NSZZ “Solidarność”. Otóż  niepokoił Frasyniuka sam prelegent. Frasyniuk i jego otoczenie z  góry  zakładali,  że to co powie referent jest tak groźne, tak niebezpieczne, a przynajmniej tak niewygodne dla kierownictwa Zarządu Regionu, że trzeba uniemożliwić wystąpienie za  wszelką  cenę, a jeśli się to nie uda, to tak skutecznie przeszkadzać, by prelegent nie mógł zrealizować całego programu. Przede wszystkim starą korowską metodą próbowano zwekslować temat i dyskusję na boczne, peryferyjne tory. Toteż już po pierwszych moich grzecznościowych słowach skierowanych pod  adresem studentów i organizatorów prelekcji wstał przedstawiciel Frasyniuka  – Paweł Kocięba i oświadczył, że prowadzący spotkanie student nie powinien  dopuścić mnie do głosu, że miał najpierw pozwolić jemu mówić, że złamał jakieś wcześniejsze ustalenia i, za to “zapłaci”, że “będzie go to drogo kosztować”. (Później dowiedziałem  się, że straszył Frasyniukiem). Wszystko to działo się w kwietniu 1988 roku, przed rozmowami przy „okrągłym stole i w Magdalence)!!!/.
W  czasie  trwania  prelekcji, co jakiś czas, któryś z nasłanych ludzi usiłował mi przerwać, krzycząc  kłamstwo,  bzdura, nieprawda, śmiać się szyderczo itp. Przewodniczący zebrania – student, był wyraźnie przestraszony i dopiero na moje żądanie przypomniał awanturującym  się wysłannikom Frasyniuka, że to ja prowadzę prelekcję, a nie oni, że po moim wystąpieniu będą mogli zabrać głos i ustosunkować się do moich wypowiedzi. Oczywiście,  reszta  audytorium siedziała spokojnie, ale ze zdziwieniem i przerażeniem obserwowała praktyki stosowane przez awanturników usiłujących uniemożliwić prowadzenie prelekcji. Ponieważ  grupa, awanturująca się na polecenie Frasyniuka  , a szczególnie dwaj bliscy współpracownicy Frasyniuka: Paweł  Kocięba  i  Paweł  Kasprzak nadal ordynarnie zakłócali  przebieg  spotkania  skorygowałem swój poprzedni plan prelekcji kładąc główny nacisk na  brak nawyku w praktyce  demokracji, tolerancji, uznania  pluralizmu,  wolności słowa w “Solidarności”,  a  jako  przykład  nie  do podważenia wskazałem właśnie  na  zachowanie  się ludzi nasłanych przez Frasyniuka. Jednocześnie  sięgnąłem do podobnych przykładów z minionych lat, a  zwłaszcza owych wyidealizowanych 16 miesięcy władzy i terroru “Koro-Solidarności” w Polsce. Ta  metoda okazała się dość skuteczna, przynajmniej na pewien czas.  Cytowane  przeze mnie przykłady łamania zasad demokracji, stosowanie  bezwzględnej  nietolerancji  wobec  ludzi  odmiennie myślących  przez  “Solidarność” nie mogły być kwestionowane, ale za  to usiłowano je bagatelizować dowodząc, że są to pojedyncze głosy, jednostkowe  krzywdy i niewiele znaczą wobec wielkości sprawy jaką jest ” Święta Solidarność”.
Gdy  tylko  próbowałem  przedstawić jakiś niewygodny dowód, jakąś znaczącą tezę,  która nie podobała się tej grupie, albo niepokoiła ją, np., że  przyczyną upadku NSZZ “Solidarność” były chorobliwe ambicje polityczne  działaczy KSS  KOR,  którzy  potraktowali  ten ruch instrumentalnie, świadomie  deformując go  i przekształcając w organizację  polityczną,  łamiąc tym samym  punkt  2-gi Umowy Gdańskiej, to wówczas podnosił się wrzask, że to nieprawda, że to władze nie dotrzymały warunków umowy. Wtedy  brałem dokument  i  cytowałem  ten punkt, który wyraźnie mówi,  że  nowe  związki  zawodowe  “nie zamierzają pełnić roli partii  politycznej”.  Po  takich  cytatach  awanturujący na pewien  czas  milkli.  Może  dlatego, że nie znali, a może zapomnieli niewygodne punkty Umowy. W   każdym  razie szybko uciekali  od  rozważań i  argumentów racjonalnych  i  przeskakiwali  na  tematy  pozamerytoryczne np. celowo przekręcając i  wyśmiewając  moje  nazwisko, poddając w wątpliwości  moje  wykształcenie, prawdziwość świadectw, sugerując,  że doktorat zrobiłem na uczelni partyjnej i to rangi Uniwersytetu  Marksizmu-Leninizmu  itp. Jeden z bojówkarzy Frasyniuka  np. wykrzykiwał w czasie prelekcji, że “Solidarność” wie coś o moim doktoracie, o mojej wiedzy, studiach, kwalifikacjach.  Słowem  robiono  wszystko,  by  nie dopuścić do realizacji prelekcji. Gdy próbowałem np. powołać  się na jakąś moją publikację oficjalną lub poza  oficjalnym  obiegiem grupa ta na komendę wybuchała  głośnym śmiechem, wyrażając szydercze uwagi i poddając w wątpliwości  możliwość  wyrażania  przeze  mnie  jakiejkolwiek rozsądnej myśli na piśmie. Także   cytowane wypowiedzi   innych ludzi, którzy  wyrażali krytyczne  uwagi o korowskiej  “Solidarności”  traktowane były podobnie lekceważąco i szyderczo. Ba, nawet wypowiedzi krytyczne czołowego  działacza  KOR-u  z  Gdańska  –  Bogdana Borusiewicza próbowano także zagłuszyć. Otóż zacytowałem  jego  wypowiedź zawartą   w  książce Mariana  Muskata  i  Mariusza  Wilka,  pt. “Konspira”, wydanej w Paryżu w 1984 roku. M.in. mówi on tam: “Zacząłem  dostrzegać  jak zmieniają  się ludzie, którzy kiedyś byli przyjaciółmi, jak uderzają im do głowy ambicje, stanowiska, jak ze skromnych, uczynnych kolegów wyrastają bossowie niszczący swoich oponentów. Raptem uświadomiłem sobie, że sukces wcale nie musi zmieniać człowieka na lepsze, że sukces społeczny, narodowy tego ruchu  przestaje  być moim  sukcesem…”  I dalej – “Ruch obrastał  wszystkimi negatywnymi cechami systemu: nietolerancją dla  inaczej  myślących  i czyniących, tłumienie krytyki…” A w innym  miejscu  – “Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby na wyborach do  władz  “Solidarności”  wstał  facet  i  powiedział  – jestem niewierzący… Nie  było  człowieka,  który by powiedział: nie złożę tej przysięgi, bo jestem po prostu niewierzący, chcecie to mnie wybierzcie, nie to nie”. Ten  przydługi cytat  przyjęty  był  wręcz  wrogo  przez  ludzi Frasyniuka, ale nie umiano podjąć z nim merytorycznej dyskusji. Także  cytowane  listy  działaczy “Solidarności” do kierownictwa Regionu Dolnego Śląska wyszydzano i lekceważono.
Celowo   przytoczyłem   te   fakty i tak szczegółowo  je przedstawiłem,  by  oddać  atmosferę  spotkania  jaką  wytworzyła niewielka, lecz bardzo agresywna i hałaśliwa grupa awanturników politycznych  z  Dolnośląskiej  “Solidarności”,  która  w innych okolicznościach  posługiwała  się  obłudnie hasłami pluralizmu, demokracji,  wolności  słowa itp. Warto też zaznaczyć, że ludzie ci  do tej pory nie przychodzili na tego rodzaju spotkania. Chcę dzięki  ukazanej sytuacji przekonać tych wszystkich, którzy mają jeszcze  jakieś resztki złudzeń wobec korowskiej “Solidarności, że  powinni  się  ich  jak  najszybciej  wyzbyć. Chciałem  więc przedstawić   oblicze   moralne  i  polityczne  tej  grupy,  jej faktyczny  stosunek  do wielu haseł jakimi tak chętnie się na co dzień posługuje. Jeśli  teraz,  gdy  jeszcze  nie sprawują totalnej władzy nad społeczeństwem  zachowują   się tak arogancko, ordynarnie, apodyktycznie,  to,  jak  wyglądałby ich rządy, gdyby rzeczywiście władali krajem? Nie  trudno  sobie  to  wyobrazić.  Jeśli  teraz  pan  Frasyniuk zakazuje   studentom   słuchania  prelekcji niemiłych  mu  ludzi, nakazuje  milczenie  ludziom  niewygodnym, stosuje cenzurę wobec nieprawomyślnych,  to  jak będzie się zachowywał gdy rzeczywiście będzie   dysponował   aparatem   wykonawczym  państwa:  władzami bezpieczeństwa,  sądami,  prokuraturą, wojskiem, więziennictwem, prasą, cenzurą itp? I rzecz  znamienna, po zakończeniu prelekcji, przeszkadzający w czasie jej trwania metodami wręcz łobuzerskimi, nie mieli nic do powiedzenia. Nie podjęli żadnej  merytorycznej  dyskusji  z przedstawionymi  przeze  mnie  tezami, sądami, opiniami. Na moje pytanie dlaczego  wobec  tego  tak  rwali się do głosu w czasie trwania prelekcji – Paweł Kocięba szczerze przyznał, że chodziło po  prostu  o zakłócenie prelekcji, bo ja jestem “zdrajcą”. Owa zdrada  polegać  ma  na tym,  że krytykuję KOR i “Solidarność”, które  chcą  dla  Polski  dobrze i w ten sposób wspomagam reżim. Tak,   tak,  to  nie  pomyłka.  Człowiek  Frasyniuka stwierdził publicznie,  że  każdy  kto  nie zgadza się z “Solidarnością”, z wolą i opinią jej kierownictwa jest z d r a j c ą.
By odrzucić ewentualne tłumaczenie, usprawiedliwienie, że był to tylko jakiś prywatny wyskok nadgorliwców pragnących podlizać się  Frasyniukowi,  chcę zauważyć, że na spotkaniu tym był także Stanisław  Huskowski  –  b.  rzecznik  prasowy  Regionu,  który powtórzył   stawiane mi od  lat  zarzuty  przez korowskie kierownictwo  “Solidarności”.  Zarzuty  te zawiera także książka / Włodzimierza Suleji), pod pseudonimem Stanisław Stefański “Solidarność na Dolnym  Śląsku”. Występujący pod pseudonimem Stanisław Stefański autor   książki   zarzuca   mi  m.in.,  że  byłem  przeciwnikiem upolitycznienia  nowych związków, pisząc: “Po przekształceniu się MKS  w  MKZ /…/ Skonka wziął w swoje ręce szkolenie przyszłych działaczy związkowych. On to inaugurował pierwsze spotkanie tego typu  4.09., kiedy nie tylko budynek, ale i plac przed budynkiem okupowany był przez delegatów zakładów, a samo spotkanie odbywać się  musiało  w  kilku  turach.  On opracował program pierwszych szkoleń  podczas  których  miano  analizować  treść Porozumienia Gdańskiego,  zapoznać się z międzynarodowymi i krajowymi aktami prawnymi   gwarantującymi   wolność   i   niezależność  związków zawodowych, przedyskutować założenia programowe nowych związków, zastanowić  się  nad  ich  strukturą  i wreszcie uczyć się zasad skutecznego   działania   przez   pokazywanie   typowych błędów popełnianych  przez niedoświadczonego działacza społecznego. Nie ulega  więc  wątpliwości,  że  sporo  tych pożytecznych skądinąd informacji przekazywał  swoim słuchaczom. Nieszczęście polegało na  tym,  że  nikt  z  prezydium  wykładów tych nie kontrolował. Skonka  zaś  nie poprzestał jedynie na realizowaniu opracowanego przez siebie programu. Niepokoju nie wzbudzały jeszcze zgłaszane przez niego propozycje organizacyjnych rozwiązań, jak choćby pomysł tworzenia wspólnych rad  zakładowych  z  liczbą  członków  proporcjonalną  do liczby członków  poszczególnych  związków./…/  Zaniepokojenie wzbudzać natomiast  powinny  próby  formułowania  diagnoz  o  charakterze politycznym  w  odniesieniu  do  ruchu związkowego, które zaczęły zajmować  wykładowcy   znacznie  więcej  czasu  aniżeli  sprawy organizacyjno-związkowe.  Skonka,  jak  relacjonował dziennikarz “Słowa Polskiego”, czuł się powołany do składania deklaracji, że związki w żadnym przypadku nie są siłą o charakterze politycznym . Nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie dalszy ciąg  tego wywodu. Wykładowca twierdził bowiem, że były próby, i być  może  będą  jeszcze  w przyszłości – przekształcenia NSZZ w nową siłę o charakterze głównie politycznym. Jest wspólną sprawą robotników    –    brzmiała    konkluzja   –   dać   odpór   tym nieodpowiedzialnym i na szczęście nielicznym tendencjom.
Skonka  nie  operował,  tak  jak  dziennikarz  “Słowa” aluzjami. Przekonywał  swych  słuchaczy, że jedynym wewnętrznym zagrożeniem dla  związku są ludzie nasłani doń przez KOR. Nie oszczędzał też władzy, a zwłaszcza tych jej reprezentantów, którzy przeciwni są zaspokajaniu  słusznych robotniczych postulatów”./…/ Personalnie   swój   atak   Skonka   skoncentrował   na   dziale informacyjno-wydawniczym  oraz  Modzelewskim, którego wejściu do MKZ od początku się sprzeciwiał”./podr. Red)”. Celowo  przytoczyłem tak obszerny cytat z książki opracowanej z  pozycji  korowskiej  “Solidarności”,  by  Czytelnik mógł sam osądzić jak wątpliwe stawiano mi zarzuty obrzucając mnie zarazem błotem, pomawiając publicznie o współpracę z SB i władzami PZPR. A przecież ja tylko tłumaczyłem nowym działaczom związkowym, że jeśli  odrzuca  się  kuratelę  polityczną  PZPR  nad  związkami zawodowymi,  to  nie  można wprowadzać innej siły politycznej na jej miejsce. Jeśli  ruch  związkowy  ma być wolny, niezależny od PZPR, to nie można   go  uzależniać  od  polityków  z  KSS  “KOR”  i różnych pseudoreligijnych i klerykalnych sił. Wreszcie   nieuczciwe   i   poniżej  pasa  było  uderzenie  i przypisywanie mi współpracy z SB, PZPR i władzami. Gdyby to była choć  w  drobnej  części prawda, to musiałbym mieć jakąś korzyść np.  stanowisko zgodne z kwalifikacjami lub w ogóle jakąś pracę, jakieś przywileje,  talony i inne wyróżnienia jakimi obdarowuje się osoby miłe władzy.
Toteż  po  zakończeniu  prelekcji,  nawet życzliwi dotychczas “Solidarności” uczestnicy spotkania opuszczali salę z niesmakiem i z  zażenowaniem.  Nie spodziewali  się  bowiem,  by  ludzie szermujący  nieustannie  hasłami  demokratycznymi,  pluralizmem, wolnością  słowa,  przekonań, poglądów, opinii, sądów w praktyce brutalnie   zwalczali   te   wartości,  gdy  stają  się  one  im niewygodne.
Zetknęli  się  bowiem  z  klasycznym  przykładem,  gdy nawyki zamordyzmu    i    nietolerancji  stają   się   silniejsze   od propagandowych haseł. Był  to przykład wielce pouczający, nie tylko dla studentów, ale także  dla tych wszystkich, którzy mieli jeszcze resztki złudzeń i nadziei związanych z byłą korowską “Solidarnością”.
Myślę, że gdyby doszło obecnie do manifestacji niezadowolenia na  tle  warunków socjalnych, społecznych lub politycznych, to z pewnością nie będzie w nich przewodzić “Koro-Solidarność”.
Społeczeństwo  nie poprze akcji, którymi mieliby kierować ludzie tak  skompromitowani,  tak  mierni moralnie, mający tak spaczone pojęcie o demokracji i innych wartościach społecznych.
Słowem  społeczeństwo,  nawet niechętne ekipie rządzącej, nie zaufa  po  raz  drugi  tym,  którzy  je tak zawiedli i haniebnie oszukali.
Wrocław, kwiecień 1988 r.”
P.S.  Niestety w rok później społeczeństwo zaufało i płaci za to do dziś. /Autor/
Wrocław 8 sierpnia 2002 r. Instytut Badań Stalinizmu i Patologii Władzy

By piotrbein

https://piotrbein.net/about-me-o-mnie/