Uważnie czytajcie, to nauka prawdziwej historii
Kula Lis 62 15.11.2013 19:31:27, podział na akapity i drobne edycje Piotr Bein 1.1.2014
Albin Siwak BEZ STRACHU – Tom II, część XVII Rozdział VII – NIE BÓJCIE SIĘ PRAWDY, PRAWDA WAS WYZWOLI
Jak już panu mówiłem, panie Albinie, noszę w sobie nie tylko dużą wiedzę, związaną z pomocą Żydom, ale noszę w sercu ból, że mimo wysiłków naszej polskiej dobrej woli, mimo to, naraziliśmy na śmierć wielu godnych, ofiarnych Polaków, w tym dużo księży. Boli mnie fakt, że w tej liczbie 2 700 księży, jacy zginęli podczas okupacji to 850 zginęło za pomoc udzielaną Żydom, którzy uciekali w pierwszych latach okupacji do Związku Radzieckiego.
Podczas okupacji Polski przez Niemców, na szlaku z Warszawy na Wschód – wszystkie parafie udzielały pomocy Żydom. Księża głosili z ambon, by pomagać Żydom i ich ukrywać. Obecnie, po tylu latach od tych wydarzeń, gdy przypominam sobie to fakty, że księża pomogli wyrwać ze szpon śmierci tysiące Żydów, sami narażając się i tracąc życie, a ani jeden z tych, co ocaleli księży nie otrzymał medalu izraelskiej wdzięczności Yad Vashem. Żaden Żyd ocalały nie odezwał się i nie napisał, że dziękuje.
Ja panu opowiem wydarzenie, w którym ja sam brałem udział. Chodzi tu o dużą grupę Żydów, jaką wyprowadziliśmy, a raczej wywieźliśmy z getta warszawskiego przy pomocy polskiej straży pożarnej. W akcji pomocy Żydom wyróżniło się kilka oddziałów straży pożarnej. Tak zawodowej, jak i ochotniczej. Przeważająca część polskich strażaków była w konspiracji. W skutek pracy szpicli żydowskich w czasie okupacji niemieckiej, oddziały straży znajdujące się blisko getta poniosły straty, aż 65% stanu osobowego, włącznie z pułkownikiem Jerzym Ligockim. Ci wszyscy którzy zginęli, byli żołnierzami ruchu oporu, przeważnie organizacji – „Skała”, ale i innych też.
Strażacy z narażeniem życia ładowali do zbiorników po wodzie po 30 Żydów. Trzeba było wtedy opłacić niemieckiego SS-mana i nie rzadko granatowego policjanta i upewnić się że nie ma żydowskich szpicli i wtedy dopiero wywozić. Dwukrotnie strażacy jednego dnia wywieźli 60 Żydów. Robiono wtedy specjalnie na terenie getta pożar.
Taką właśnie dużą grupę Żydów powierzono mi, bym ich przeprowadził, bądź przewiózł do Małkini. Samochodami straży zawieźliśmy ich, aż do Krubek koło Poświętnego. Udało się, gdyż na sygnale Niemcy straży nie zatrzymywali. Z góry była zabezpieczona żywność i ubrania. Prowadziłem ich przeważnie lasami, nocując u księży w zabudowaniach. Księża zapewniali też posiłki. Żydzi wiedzieli, że idziemy w rejon Małkini, a tam przejmie ich inna organizacja i doprowadzi do granicy ZSRR, ale w tej grupie było trzech Żydów z tych okolic. Niemcy likwidując powiatowe getta wepchnęli do warszawskiego aż 40 000 Żydów. A ci trzej, koniecznie chcieli skoczyć i zobaczyć miejsce, gdzie mieszkali. Całą trójkę Niemcy złapali i wydobyli od nich: że nocowali już w trzech plebaniach, i że idzie ich 60 osób do Małkini. Aresztowali i rozstrzelali za pomoc Żydom trzech księży.
Wtedy musiałem zmienić trasę i miejsce przekazania ich w inne ręce. Następnego dnia uciekło z grupy dwoje Żydów, małżeństwo. I znów historia się powtórzyła, gdyż Niemcy ich złapali, ale zdążyłem wysłać gońca i ostrzec księdza, który uciekł z domu. Zginął za niego organista. Ponieważ kluczyłem po lasach, więc droga była o wiele dłuższa niż zaplanowano.
W tej grupie było kilku profesorów i lekarzy, ludzi już starszych. Dla nich pokonywanie bagien i rowów było b. ciężkie. A teraz, gdy zbliżałem się z tą grupą, należało znaleźć tych, co musieli odebrać tę grupę. Był to problem, gdzie i kogo szukać. Następnego dnia, w budynkach księdza, mówię, że muszę zostawić tu całą grupę i iść szukać kontaktu lub prowadzić ich sam do granicy. Na razie, niech ich ksiądz nakarmi i zamknie w stodole, by nie wychodzili.
Kontakt z trudem, ale znalazłem. Tylko, kiedy wróciłem – ksiądz mówi, że zerwali kłódkę i połowa uciekła. Znów trzeba było uciekać i zmieniać trasę. Ludzi tych, co nie uciekli udało się w końcu doprowadzić do celu. Po wojnie, kilku z nich odezwało się. Natomiast ta grupa, która uciekła ze stodoły wpadła w ręce Niemców, wyśledzona przez szpicli żydowskich. Księdza, oczywiście wydali Niemcom. Zginął wraz z nimi, rozstrzelany w lesie.
Inną małą grupę, bo 15 osób wywieźliśmy z getta do pana Wacława Kiełbasińskiego przy ulicy Koziej 5. Mocno mi ta ulica utkwiła w pamięci. Pan Wacław miał skład budowlany też przy Koziej, a przy tym miał ciężarowy samochód. Więc woził Żydów z Warszawy do Miłkini. Dalej sami szli pieszo do granicy ZSRR.
Kiełbasiński był wielkim ryzykantem. Miał też konia i wóz. Woził do getta przydziały kartofli, a z powrotem zabierał bieliznę, jaką szyli Żydzi w „szopach” dla potrzeb wojska niemieckiego. Oczywiście miał stałą przepustkę stemplowaną co miesiąc przez gestapo przydłużając jej ważność. Podlegał jednak rewizji przy wjeździe do getta i tak samo przy wyjeździe.
Niemcy, często kazali opróżnić wóz by sprawdzić, czy w kartoflach nic nie ma. A przy wyjeździe sprawdzali, czy w zapakowanej bieliźnie nie ma wśród kartonów Żyda. Pan Wacek wiedział jednak, jak oszukać Niemców. Pod wozem jest gruby drąg, tzw. rozwora. On ten drąg wydrążył i chował w nim żywność i broń. Ale to było mało panu Wackowi, więc wjeżdżał w parę koni do getta, a wyjeżdżał jednym. Jednego konia sprzedawał Żydom na mięso. Handel szedł dobrze, do tego stopnia, że pan Wacław za to kupił właśnie ciężarówkę, i woził tą ciężarówką wyprowadzanych Żydów z getta aż do Małkini. Jak on sobie radził po drodze, trudno pojąć.
Fakt, że interes kwitł, aż do czasu kiedy szpiedzy żydowscy wywąchali ten interes. Udając uciekinierów i opłacając podróż zabrało się ich trzech z całą grupą Żydów. Pan Wacław nie jeździł szosami tylko wiejskimi drogami i tę drogę ci trzej wydali Niemcom, którzy zrobili zasadzkę i pan Wacław wpadł w ich ręce.
Ale zasadzkę zrobili w lesie na terenie bagnistym. Ciężarówka z Żydami ugrzęzła i niemiecka też się zakopała, więc Niemcy nakazali zejść Żydom z ciężarówki i wypychać oba samochody. Dobrze że pierwszy zakopany był samochód pana Wacka i kiedy Żydzi wypchnęli jego ciężarówkę na twardy grunt, pan Wacek dał gazu i uciekł. Niemcy, nie mieli czym gonić, ich ciężarówka była zakopana. Strzelali, ale skrzynia była mocna i kule nawet nie przebiły szoferki.
Ale interes się spalił a pan Wacek musiał się ukrywać. Nie darował jednak tym trzem Żydom-szpiclom. Broń pan Wacek posiadał, więc zaczął szukać pod bramą getta tych trzech, ale nam nie powiedział, że chce ich zlikwidować. Była przecież grupa bojowa do likwidacji takich gagatków. Ale on postanowił zrobić to sam.
Wypatrzył, że chodzą do baru gdzie karmiono tych szpicli, ale nie zdawał sobie sprawy, że ci szpicle żydowscy mają też broń, oczywiście od Niemców. A pod bramą getta zawsze było paru Niemców i kilku granatowych polskich policjantów, więc nie chciał ryzykować. Uważał że w barze jest najlepiej ich rąbnąć – jak później mówił. Na wszelki wypadek wziął dwa granaty i zapasowy magazynek do rewolweru. Gdy wszedł do środka, długo szukał ich wzrokiem, bo takich jak oni było wielu. Więc usiadł naprzeciw przy stoliku, ale kelnerka zażądała od niego specjalnej karty na posiłek, a on nie wiedział nawet, że trzeba taką kartę mieć.
Ponieważ kelnerka stała między nim a tymi trzema, to spokojnie jej powiedział: „odsuń się, bo przez ciebie nie będę strzelał”. Wyciągnął broń i nim tamci się zorientowali, zdążył ich zabić. Ale teraz pozostali zaczęli strzelać do niego. Tylko, że zrobił się bałagan większość zaczęła uciekać, a w tłoku udało mu się dojść do drzwi, sięgnął po te granaty i wrzucił je do środka. Po wybuchu, nie wykazując paniki oddalił się.
Później dowiedzieliśmy się, że nie tylko tych trzech zginęło. Od granatów poległo dziewięciu zdrajców i wielu zostało rannych. A pan Wacek po tej akcji, wstąpił do AK, bo wrócić już nie mógł na Kozią.
Ja natomiast, panie Albinie, nie mogłem darować sobie jednej sprawy. Dostałem formalnie rozkaz, żeby z tak zwanej mety zabrać człowieka i przewieźć go osobiście do Białegostoku. Odebrałem go na Grochowie i należało go transportować, ale nie pociągiem, a tylko bocznymi drogami, korzystając z chłopskich furmanek. Byliśmy już w drodze cały tydzień, a on nie powiedział mi jak się nazywa, mimo że go parę razy pytałem.
Połowę drogi przebyliśmy szczęśliwie. Jadąc przez jedną wieś natknęliśmy się na Niemców. Chłop, który nas wiózł skręcił w krzaki i to Niemców zainteresowało. Zaczął nas gonić motocykI z przyczepą a na nim trzech Niemców. Nie mogli jechać motorem, bo krzaki były gęste, więc zostawili motor i pieszo nas gonili. Zaczęli strzelać a kule strącały obok nas gałązki. Stanąć to znaczy pozwolić się zabić, więc ciągnę go ile sił, bo chłop, który nas wiózł, wyprzedził nas i zginął w gąszczu.
Wpadliśmy w bagna i torfowiska. Co chwila to wpadamy po szyję. Ale miało to i dobre strony, bo Niemcy zaprzestali ścigania nas. Stopniowo brniemy po tych bagnach, przemoczeni i zmęczeni. W pewnym momencie, patrzę a mój Żyd tonie w torfowisku. Pogrążył się cały z głową, tylko bąbelki powietrza wychodzą na powierzchnię. Skaczę w to miejsce i łapię za głowę, której nie widziałem, tylko namacałem. I z wielkim trudem udało mi się go wyciągnąć na suchy grunt i przywrócić do życia. Musieliśmy skorzystać z chłopskiej zagrody żeby wysuszyć ubrania. Dobrze że pieniądze, jakie mi dano na ten cel były w ceracie i nie zniszczyły się.
Kolejne parę dni podróży odbyło się bez kłopotów. Oddałem człowieka w pewne ręce i wróciłem już pociągiem do Warszawy. Proszę sobie wyobrazić panie Albinie, w 1946 r. aresztują mnie i przesłuchuje mnie ten właśnie człowiek. Był już w stopniu pułkownika – Różański (Goldberg), brat rodzony Jerzego Borejszy oraz podpułkownika Światło. I ten uratowany Żyd bije mnie po twarzy jako oficera AK, bo w czasie podróży powiedziałem mu, kim jestem. Gdy mu przypomniałem, że go transportowałem do Białegostoku, i że topił się w bagnie to krzyknął: „śniło ci się, ty kanalio londyńska”. Przyjaciele po tym mówili mi: „ty, Tadziu, miałeś wielkie szczęście, że on nie kazał cię zabić. Przecież to nie pierwsza taka sprawa” – mówili i mieli rację.
Miałem bardzo dobre stosunki z kapelanem generalnym księdzem biskupem, dr Karolem Niemirą. Przy jego pomocy kierowaliśmy duże grupy Żydów przez parafię na wschód do ZSRR. Przyjął ksiądz biskup ode mnie młodego, sympatycznego Żyda i ukrywał cały rok w piwnicach kurii. Próbował tego Żyda nawrócić na naszą wiarę asystent biskupa, młody, po studiach ksiądz. Niech pan sobie wyobrazi, ten Żyd któremu ksiądz cały rok robił i nosił posiłki, w sporze o religię ugodził nożem księdza i uciekł. Ksiądz na miejscu zginął.
Miałem na Lubelszczyźnie znajomego stolarza, dalszy kuzyn, który zbudował w ziemi obok kilku piwnic duże, dobre i umeblowane pomieszczenie. Przede wszystkim było ono bardzo dobrze ukryte. Wejście było przez zbiornik na wodę. Trzeba było spuszczać wodę, by wejść do tego pomieszczenia. Jednym słowem, całkowicie pewna kryjówka.
Zawieźliśmy tam piętnaście osób, a w tym młodą Żydówkę – Lilkę Goldberg, o silnie zarysowanych rysach semickich. Kuzyn wypuszczał ich tylko nocą na ogródek. I ta Lilka potrafiła w nocy iść do miasta, chodzić w dzień po ulicach i wracać następnej nocy. Komendant policji granatowej, Polak, zwracał kuzynowi uwagę, że ludzie domyślają się, że u niego ona się ukrywa. Pomimo ostrej rozmowy z nią, robiła to nadal. W związku z tym wymówił jej dalszy pobyt u siebie, ponieważ jest obawa że zginą wszyscy Żydzi, no i kuzyn z rodziną.
Ale ona postawiła warunki, że kuzyn da jej 100 000 złotych a wszyscy Żydzi, jacy się u niego ukrywają, oddadzą jej wszystkie kosztowności, jakie posiadają. Jeśli nie oddadzą to ona pójdzie do Niemców i ich wyda. Spełnili jej żądania, przerażeni tym, co obiecała. Odeszła, a kuzyn uprzedzony przeze mnie, że Żydzi wydają i swoich, nie tylko Polaków, więc w nocy przeprowadził całą grupę na inną wieś i ukrył. Dom z żoną opuścił i to go uratowało. Nie wiadomo czy ta Żydówka sama poszła do Niemców, czy ją złapali. Ale fakt że przywieźli ją Niemcy do kuzyna i pokazywała im tę kryjówkę. Za tydzień Niemcy, grupę ok. dziesięciu złapanych Żydów, w tym i Lilkę Goldberg, rozstrzelali w lesie i zakopali.
Panie Tadeuszu, czy pan w całej tej ogromnej działalności i pracy wśród Żydów i dla Żydów, spotkał przyzwoitych, porządnych ludzi wśród nich? Wie pan co mam na myśli, takich, co nie zdradzali swego narodu, a odwrotnie, pomogli tym biedniejszym. Tak. Oczywiście byli i tacy, ale biorąc to procentowo, to śmiało mogę powiedzieć że jeden na tysiąc.
Osobiście przyjaźniłem się z wybitnym człowiekiem, jakim był Tarnawa-Petrykowski – wielokrotnie odznaczony jako oficer AK. Był wnukiem Nahuma Sokołowa, słynnego syjonisty i do 1935 roku Sekretarza Generalnego światowej Organizacji Syjonistycznej. Założył organizację „Pobudka”. Miał bliskie kontakty z biskupem Karolem Niemirą. Współpracowali w wielu sprawach, szczególnie w ratowaniu Żydów z getta.
Obaj przyjaźnili się i ta przyjaźń była, aż do wspólnego grobu. Ubolewał nad faktem, że aż tylu Żydów poszło na współpracę z Niemcami. Mówił to do Żydów i napominał, że historia kiedyś ujawni waszą zdradę. Już za czasów PRL głośno protestował, że Żydzi dominują we władzach PRL-u, i że mszczą się na Polakach, zamiast być wdzięcznymi. Powołał do życia tajną organizację antykomunistyczną w 1945 r. Żydzi go sądzili i dostał 10 lat więzienia. Żydzi go też torturowali.
Warto tu wspomnieć o dwóch Żydówkach, które pracowały w lokalu tylko dla Niemców. Obie były bardzo ładne i obie ładnie śpiewały. Niemcy nie wiedzieli, że one były Żydówkami. Obie były zaprzysiężone w ŻZB, jako łączniczki. Bardzo dużo wyciągnęły od wyższych oficerów gestapo. Np. o akcji likwidacyjnej, która miała być w 1942 r. udało się dzięki nim wyprowadzić dużo ludzi z getta. Jedna nazywała się Vera Grom, a drugiej znaliśmy tylko imię, Sonia.
Znałem też dwóch braci Żydów, właścicieli fabryki mydła. Dość długo pracowały ich zakłady i produkowały mydło dla Niemców, ale duża część mydła szła na czarny rynek. Oni obaj nie żałowali pieniędzy na dokarmianie biedoty żydowskiej. Wspomagali ŻZB finansowo, a szczególnie na zakup broni. Zginęli, bo też Żydzi „żagwiści”, czyli funkcjonariusze tajnej policji żydowskiej wydali ich Niemcom – w ręce gestapo, dostarczając dowody obciążające ich.
Mógłbym w swej pamięci znaleźć co najmniej piętnaście osób, Żydów, których zaliczyłbym do ludzi porządnych. Ale to kropla w morzu. Myślę że gdybyśmy zrobili badania na świecie, to Żydzi zajęliby ostatnie miejsce w tej kategorii.
Jak już wcześniej mówiłem, panie Albinie, Żydzi przez całe wieki wychowywali swe dzieci w nienawiści do innych ras i narodowości, a szczególnie do chrześcijan. Ich wrogie nastawienie wypływa z sakralnej cywilizacji religii. Ich Tora-Penteuch, która wydała dwa Talmudy jest zbiorem praw stosowanych do wszystkich potrzeb życia. A nie przepisem religijnym. Ich bóg Jahwe, jest ich bogiem prywatnym, narodowym. Ma sprawić, że Żydzi zapanują nad światem i wszystkie ludy Ziemi będą ich podnóżkiem.
Taką postawę Żydów L. Feuerbach nazywa personifikacją rasowego samolubstwa. Na co dzień Żydzi propagandowo mają pełne usta demokracji, sprawiedliwości, tolerancji, współistnienia, ale rozumieją to jednostronnie – na ich korzyść! Na co dzień realizują swoją ideę opanowania świata poprzez Ligę Narodów, później ONZ, jako organizację pozarządową, sterującą przy pomocy Żydów całym światem i w ich interesie.
Od siebie dodam, że obecnie, gdy piszę tę książkę wiem to, czego pan Tadeusz nie wiedział w latach 80-tych, że Unię Europejską założono po to, żeby pozbawić praw całe narody i narzucić im żydowskie ustawodawstwo i prawa. Naszym obowiązkiem, obowiązkiem Polaków jest pozostawić naszym potomnym prawdę naszych czasów. Prawdę nieskażoną i nasz honor nienaruszony, wolny od kpin i jadu nienawiści. To zależy tylko od naszego poziomu wiedzy i solidarności, od liczenia tylko na siebie, a nie oglądanie się na fałszywych przyjaciół.
W PRL-u nasz stosunek do Żydów też był dobry i obywatelski, antysemityzm nie był tolerowany, chociażby dlatego, że MSW było w rękach Żydów, że w każdym kolejnym biurze politycznym była przewaga Żydów, że inne resorty były również w ich rękach.
Mimo to Żydzi na świecie odwracają kota ogonem i czynią z siebie pokrzywdzonych. W jaki sposób można było ich krzywdzić, skoro to oni mieli w ręku nieomal całą władzę? Jak uciemiężony Polak może krzywdzić swego żydowskiego kata, mającego niepodzielną władzę w Polsce?
Z powyższego nasuwa mi się jeden generalny wniosek: należy przerwać marazm indolencyjny i wziąć się za dokumentowanie prawdy tego wycinka historii. Tego nie jestem w stanie zrobić sam [Bednarczyk] i pan, panie Siwak. Chociaż na miarę swojej wiedzy i siły spróbujmy zrobić coś na tym polu i to koniecznie. Ja dlatego z panem się spotykam, bo widzę i wierzę, że chce pan o tym pisać. Dla mnie nie ma znaczenia że jest pan członkiem biura politycznego, że jest pan w partii dla mnie obcej i wrogiej. Ale ja przyznaje panu rację, że w pana partii jest dużo uczciwych Polaków, takich jak pan.
Są to ostatnie lata do działania w tym kierunku. Bo dzieci, które miały wtedy dziesięć lat obecnie mają już powyżej sześćdziesięciu. To ostatnie pokolenie ludzi, którzy to przeżyli i mogą zaświadczyć. Nie bez powodu Jakub Berman w programie dla polskich Żydów mówił w Wałbrzychu. Wychowajmy 2-3 pokolenia Polaków i już nie będą wierzyć swoim rodzicom, a tylko nam.
I to się dzieje na naszych oczach. Już dziś wiele młodych ludzi przedkłada nad rację stanu Polski dobrą pracę, dobrze płatną i nie chcą słuchać, że służą Żydom, a nie Polsce.
Żydzi wraz z Niemcami (Operacja SEZAM – przerobiła ok. 1.6 mln niemieckich żydów na „polaków”, nadano im polskie nazwiska, rozlokowano po całym polskim terenie ) a następnie z żydobolszewikami ze Śmierszy, NKWD – UB, dokończyli tę operację sprowadzając do Polski ponad 200 tys rosyjskiej biedoty żydowskiej oraz ok. 400 tys tzw. Litwaków, bardzo sprytnie ukryli ponad dwa miliony swoich ludzi.
Ich nie zginęło trzy miliony. Raz, że chcieli większych odszkodowań od NRF (Adenauer wypłacił im 65 mld marek!!), a po drugie mieli w Polsce dalekosiężny plan ukrycia w Polsce jednego miliona swoich ludzi. Tych ludzi Sanhedryn ukrył wśród goi.
Polacy muszą sami wyciągnąć wniosek, czy można zaufać polskim Żydom i oddać im nieomal całą władzę, a oni jeszcze mają pretensję o antysemityzm. Sami Żydzi go nakręcają, bo jest im niezbędny.
Najwyższa próba, jaką była II wojna światowa, całkowicie zdemaskowała żydowskie antypolskie i antyludzkie oblicze. Nigdzie na świecie, i w żadnym narodzie – nie było takiej kolaboracji z Niemcami i takiej zdrady, jaką zrobili Żydzi. Są winni ludobójstwa na swych rodakach, ale będą podnosić krzyk na świecie i protestować, że to nieprawda. Mimo to należy prawdę ujawniać. Nie możemy pozostawić swym potomnym niewyjaśnionej historii. Oczywiście, będą to podciągać pod tzw. antysemityzm. Lekceważmy to.
Oto głos biskupa, Polaka, Edwarda Frankowskiego. Homilię wygłosił w kościele św. Floriana w Stalowej Woli 22.II.2009 roku: Są takie siły, które chcą nas sparaliżować, przede wszystkim chcą sparaliżować nasze serca, nasze umysły. Ci kreatorzy – współczesnego libertynizmu wciskają się w dusze dzieci, młodzieży, dorosłych, głosząc fałszywie pojętą wolność, wolność bez rozumu, wolność bez odpowiedzialności, która nie dba o poznanie prawdy, o poznanie dobra, która nie dba o godność i o mądrość. założeniem rodziny, strach przed odpowiedzialnością, przed zaangażowaniem się.
W takiej to oto wolności wyrastają niewolnicy alkoholu, narkotyków, niewolnicy pieniądza, luksusu, przyjemności, władzy, sławy. W takiej to wolności fałszywej rodzi się strach, i to strach przed poczętym dzieckiem, strach przed małżeństwem, przed poczętym dzieckiem, strach przed małżeństwem, przed założeniem rodziny, strach przed odpowiedzialnością, przed zaangażowaniem się”.
Albin Siwak – Bez strachu [Opracowanie „PRP”]
Powiązane notki:
Niemcy 1940 – Izrael 2009 (nic się nie chcemy uczyć z historii!) (Drastyczne!) Germans 1940 – Jews 2009 Niemcy w akcji w 1940r. i żydzi w…
Albin Siwak – Bez strachu [Opracowanie „PRP”]
Powiązane notki:
Niemcy 1940 – Izrael 2009 (nic się nie chcemy uczyć z historii!) (Drastyczne!) Germans 1940 – Jews 2009 Niemcy w akcji w 1940r. i żydzi w…